FRANKENSTEIN. 100 LAT W KINIE (2013) - RAFAŁ DONICA
wyd.Wrocław 2012
Frankensteina znają wszyscy. Przynajmniej większość. No dobra, mało kto wie tak naprawdę kim był - o przeciwległych "obozach" oraz o problemie tożsamościowym "kwadratowego łba" pisałam w recenzji książki Mary Shelley. Doszły mnie nawet plotki, że większość ludzi nigdy nie czytała, ba, nawet nie macała cudownej wersji drukowanej. Skąd zatem ta sława? Ano z wielkiego ekranu, a następnie z mniejszego - szklanego cycka.
Wiecie, co jest najfajniejsze? Pomimo, że Frankensteina lubiłam zawsze, nie byłam zapaleńcem. Jak na "Odrażające, brudne, złe" rzuciłam się niczym Mozambijczyk na chleb, tak "100 lat w kinie" jadłam małymi kęsami. Jest jak fura pysznego żarcia - chcesz, a nie możesz więcej. Czekasz, aż się uleży i wcinasz znowu. Co prawda nie idzie w cycki**, ale za to nie ma żadnych wyrzutów sumienia po skończeniu posiłku. Jak mawiał wielki poeta: "Om nom nom nom!" Donica potrafi przekonać do swoich pasji i zainteresować. Podejrzewam, że jest niebezpieczny prywatnie - jak już zacznie opowiadać, jesteście skończeni. Wsiąkliście.
Językowi nie mam nic do zarzucenia. Jest na tyle łatwy i przyjemny, na ile pozwala forma. Zdania nie są zbyt długie, dzięki czemu po pierwsze łatwiej przyswajamy przedstawianą wiedzę, po drugie nie nudzimy się podczas czytania. A wiadomości, jak już wspomniałam, jest naprawdę całe morze. Nie wiem jak Wy, ale ja byłam lepsza od tego gościa co to kiedyś był słynnym polskim murarzem - wypłynęłam na tratwie, wróciłam okrętem. ;-) Osobiście jestem wielką fanką wszelkiego rodzaju ciekawostek i zapamiętuję je milion razy szybciej niż wszystkie inne zbędne rzeczy, takie jak kod PIN. "100 lat w kinie" to ciekawostkowy raj!
Przystojniaki muszą się trzymać razem ;)
Format książki też bardzo mi odpowiadał -zbliżony do A4 w twardej oprawie Co prawda nie nadaje się w podróż, ale nawet gdyby była w wydaniu kieszonkowym, nie wzięłabym jej do tramwaju - pomimo wszystkich "ochów i achów" językowych "100 lat w kinie" bardziej uczy niż "rozrywa". Duży format sprzyja większej czcionce, co sporo ułatwia. No i najważniejsze: jest więcej miejsca na obrazki! I tu się pojawia mały minus (wreszcie!). Czemu zdjęcia nie są kolorowe, pytam?!
Książkę polecam dosłownie wszystkim. Mole książkowe poznają swojego ulubieńca***. Miłośnicy kina znacznie poszerzą swoją wiedzę. A ci, którzy niczym się nie interesują dowiedzą się przynajmniej skąd się wziął ten dziwny zielony ludek ze śrubami w szyi, którego ostatnio dodają jako gratis do paczki chipsów i dlaczego wszędzie go pełno.
Podsumowanie: Pułkownik*****
Oprawa graficzna: 8/10 Okładka cudowna,
ale czemu zdjęcia są czarno-białe,
pytam grzecznie po raz kolejny?!
**Szkoda, że czytałam książkę latem - nie noszę wtedy czapek i ciężko mi określić, czy poszło w mózg.
*** Mowa o Frankensteinie, nie o Rafale Donicy, ale wszystko jeszcze przed nim. ;-)
Za egzemplrz recenzyjny dziękuję
Wydawnictwu YOHEI
Brak komentarzy:
Podziel się swoją opinią