Jestem w fejsie zakochany. Rozmowa z autorem Lubieżnego Karła
★★★
Ana Matusevic: Publikujesz
powieść na fejsie. Na razie nie pytam, dlaczego wybrałeś ten, a nie inny sposób
dotarcia do czytelnika, zacznę od początku. Masz już napisaną całą powieść?
Sebastian: No
jasne, że tak. Inaczej bym nie odważył się na taką publikację. Mógłbym, na przykład,
w trakcie stracić wenę i zawieść czytelników, którzy czekają na kolejny
fragment. Lubieżny Karzeł napisany jest już w całości, ale… No
właśnie, dzięki temu, że publikuję powieść na fejsie, mam ten komfort, że mogę
przed publikacją każdego rozdziału coś zmienić. Mogę coś dodać, coś usunąć,
poprawić. Wiesz, niestety należę do perfekcjonistów i nigdy nie jestem do końca
zadowolony. Wiem, że zawsze może być lepiej. I faktycznie tak jest, każdego dnia
wpada mi do głowy coś nowego. Coś mnie zainspiruje, wracam do domu i wiem,
który fragment mogę odrobinę zmienić, aby był ciekawszy. Wtedy jestem
zadowolony i publikuję. Powieść jest już napisana, ale treść ulega czasem
zmianie. Czasem są to kosmetyczne poprawki, a czasem gdzieś dopisuję kilka
zdań, dopasowuję Lubieżnego do czasu i miejsca.
AM: Sugerujesz się sugestiami czytelników wprowadzając zmiany? Bo na pewno
takie padają.
S.:Konkretne sugestie zmian od czytelników jeszcze
nie padają, zapewne dlatego, że to dopiero początek. Mam już swoich stałych
czytelników i wszystkie komentarze są mega
pozytywne, dostaję wiele niezwykle miłych prywatnych wiadomości. Nie ma w nich
sugestii, a jedynie opinie i info, że jest fajnie i że mam pisać dalej, bo są
ciekawi, jak to się rozwinie i co się jeszcze wydarzy. Nie było na profilu
jeszcze żadnego hejtu, choć jestem pewien, że negatywnych opinii na temat tej
publikacji nie brakuje. Nie było też żadnej uwagi, sugerującej, że coś
powinienem zmienić lub o czymś napisać. Jedynie moi najbliżsi przyjaciele coś
tam mi mówią, ale nimi się raczej nie sugeruję [śmieje się]. W końcu za dobrze
się znamy!
AM: Próbowałeś ze
swoją powieścią wydać się w wydawnictwie? Czy przypadkiem publikowanie powieści
w internecie nie jest wynikiem tego, że nie potrafiłeś zainteresować wydawcę?
S.:Dość
długo zastanawiałem się, czy w ogóle powinienem to komuś pokazywać. Cały czas miałem
wrażenie, że nie jest to tak dobre, jak bym tego chciał. Wspominałem ci zresztą
o tym, że jestem perfekcjonistą i że ciągle bym coś poprawiał i poprawiał.
Dlatego też najpierw czytali to głównie moi znajomi. I zaczęli mnie namawiać,
abym to gdzieś wysłał, pokazał. Jest szerokie grono osób, które taki właśnie humor
i ostry język lubi. Miałem sporo wątpliwości, ale chyba już do tego dorosłem i
wysłałem z ciekawości fragmenty do kilku małych wydawnictw. Chcą
współfinansowania wydania. Jedno odpowiedziało, że jest dobre, ale za bardzo
zalatuje Witkowskim. Inne, że mają już plany wydawnicze na najbliższe 2 lata,
więc w tym czasie nie ma szans. Całość wysłałem do dwóch wydawnictw, które
najbardziej mnie interesują, ale tylko drogą mailową, więc nawet nie wiem, czy
dotarło i czy ktoś to w ogóle zauważył. Wiem też, że wielu debiutantów wydaje
teraz na własny koszt, bo innej możliwości nie ma, na szczęście jest mnóstwo
wydawnictw, które to oferują. Dlatego, jeżeli żadne wydawnictwo nie będzie chciało Lubieżnego wydać, kiedy już zacznę szukać na poważnie, zrobię to sam. Uważam, że
trzeba spełniać swoje marzenia i pokonywać wszystkie trudności.
Poza tym, najbardziej znani blogerzy też
kiedyś byli zupełnie nieznani, a spróbowali, więc czemu ja miałbym nie
zaryzykować. Internet to dobre miejsce na weryfikację i sprawdzenie, co na
temat twojej twórczości sądzą czytelnicy, którzy są najważniejszymi
krytykami.
AM: A teraz najważniejsze. Kasa. Publikując na fejsie pozbawiasz siebie
zarobku ze sprzedaży książki... Zaobserwowałam dwa podejścia pisarzy do bezpłatnych
publikacji. Jedni uważają, że jest to dobry sposób na
wypromowanie swojego nazwiska, inni z kolei zarzucają "psucie rynku".
Bo czytelnik wybierze darmówkę, zamiast kupić książkę. Jak ty to widzisz?
S.:Wiedziałem, że padnie to trudne pytanie.
Jestem ogromnym miłośnikiem literatury i uwielbiam kupować tradycyjne książki.
Dlatego jednym z moich marzeń jest wydanie Lubieżnego Karła w wersji
papierowej, żeby czytelnik mógł wziąć do ręki, powąchać, postawić na
półce. I będę chciał tego dokonać. Mam pewien fajny pomysł, którego nie zdradzę.
Chcę być pierwszym, który to zrobi. Dlatego, jeśli znajdzie się wydawnictwo,
które będzie chciało to wydać - super. Może nawet już powinienem zacząć
szukać? Zwłaszcza, że w komentarzach i wiadomościach czytelnicy mówią wprost,
że powinienem i pytają, kiedy będzie książka. Mam kilka asów w
rękawie, więc publikacja książkowa (o ile się pojawi) nie będzie dokładną kopią
tego, co jest na fejsie.
Co do „psucia rynku”. Wydaje mi się, że
moi czytelnicy są bardziej związani ze mną, niż z autorem, który nie rozmawia z
nimi codziennie na fejsie. Mogą mnie trochę poznać, rozmawiają ze mną, jestem
dla nich dostępny. Myślę więc, że chcieliby mieć tę pozycję na swojej półce.
Ja bym chciał i na pewno już w dniu premiery poszedłbym do księgarni. Nie
psuję rynku, po prostu wychodzę do nich i się z nimi zaprzyjaźniam. Tego też
wymagają od nas współczesne czasy, teraz nie czytelnik szuka literatury,
tylko literatura musi szukać swojego odbiorcy. Dlatego zdecydowałem na ten, a nie inny sposób. I
cieszę się, bo minęło dopiero kilka tygodni tygodni, a to co się dzieje,
dało mi dużo radości. Pewnie, że chciałbym zarobić, nie ma co się oszukiwać, bo
to w końcu moja ciężka praca. Ale nawet jeśli mi się nie uda teraz, zrobię to przy drugiej powieści, która powolutku się rodzi. Poza tym mam fajną pracę, więc
nie czuję spiny.
AM: Czyli najpierw
dajesz sie poznać z bardziej prywatnej strony, jako człowiek, osoba stojąca za
powieścią, a potem zaoferujesz czytelnikom swoją twórczość. Zupełna odwrotność,
niż czytelnik jest przyzwyczajony.
S.:Publikuję
swoją powieść na fejsie i jednocześnie daję się odrobinę poznać. Ale, oczywiście, stopniowo. Robię to bardziej
przez demoty, które wrzucam, przez dowcipy, język, jakim się posługuję na co
dzień – to może nieco zdradzać mój charakter, osobowość, moje poczucie
humoru. Bez żadnych większych szczegółów właściwie. Funkcjonuję na fejsie jako
Lubieżny Karzeł, bez prawdziwego imienia i nazwiska. Nie podaję zawodu, miejsca
zamieszkania czy temu podobnych rzeczy. Czytelnicy nawet nie wiedzą jak wyglądam.
I chciałbym, żeby na razie tak zostało, żeby sami mnie poznawali poprzez własną
interpretację i wyobrażenie.
Na co dzień jestem zwyczajnym facetem, jak każdy inny, tylko może
odrobinę bardziej szalony i nieprzewidywalny [śmieje się]. Jak każdy pracuję,
bo przecież za coś żyć trzeba, lubię się bawić, lubię ludzi, lubię wielkie
miasta. Sporo można o mnie wyczytać z Lubieżnego, ale oczywiście należy to
potraktować z dystansem i przymrużeniem oka, wszak nawet autobiografia jest
fikcją literacką. Na jednym z profili na facebooku pojawił się komentarz, że „koleś
fajnie pisze i jest zabawny, ale trzeba być nieźle walniętym w cymbał, żeby
opisywać swój pierwszy raz”. I cóż ja mogę wtedy powiedzieć?
AM: Lubieżny Karzeł
- sam tytuł sugeruje, że będzie pikantnie, odważnie. Dużo ciebie znajdziemy w
głównym bohaterze?
S.:Lubieżnych
karłów jest dwóch. Jeden pojawił się epizodycznie, drugi to Marcel, główny
bohater. Właściwie to Marcel przywłaszczył sobie miano Lubieżnego Karła, bo świetnie
do niego pasuje. A czy pasuje do mnie? Nie wiem. Nie da się jednak ukryć,
że faktycznie mnie jest w nim całkiem sporo. Na przykład, naprawdę nie lubię wsi i boję się starości. Ale też bez przesady, to w końcu
kreacja.
AM: Ostatnie
pytanie. Dlaczego akurat na
fejsie? Na blogu czytanie byłoby łatwiejsze.
S.:Może
odpowiedź wyda się dziwna, ale po prostu jestem w fejsie zakochany. Nie jestem
w stanie określić, ile godzin dziennie na nim spędzam. Zwłaszcza, że jest to
związane z moją pracą. Niektórzy się śmieją, że płacą mi za siedzenie na facebooku.
Poza tym widzę, że większość znanych blogów przeszło na Facebooka, teraz każdy
ma swój profil. Są i takie, które mają kilkanaście tysięcy fanów, a na blogu
raptem 300 czytelników. Czytanie powieści na fejsie może być trudne, wiem, że
sporo ludzi może się na wejściu poddać, dlatego co jakiś czas zbieram całość
„do kupy” i publikuję ponownie. Poza tym staram się pisać tak, żeby każdy
rozdział był jedną historią. Tym sposobem można je czytać w oderwaniu od całości, ale dopiero czytane po
kolei tworzą pełnię treści. Zresztą, bardziej w tym przypadku chodziło mi o
zabawę językiem i dowcip słowny niż o skomplikowaną historię. No i jak sama
zauważyłaś, chyba wszystko robię na odwrót, więc może bloga założę potem.
Dzięki
za rozmowę. Życzę wielu lubieżnych czytelników!
P.S. Po zapowiedzi wywiadu na fanpage'u Lubieżnego wywiązała się dyskusja - czy autor powinien się ujawnić? "Część czytaczy może uznać iż bardziej wyobraźnię pobudza brak zdjęcia" - napisał jeden z fanów. Zdjęcie portretowe na prośbę autora zostało zastąpione takim, które nie ukazuje całej twarzy pisarza.
Lubieżnego Karła można czytać >> TUTAJ <<
Lubieżnego Karła można czytać >> TUTAJ <<
other best replica designer click here to read replica louis vuitton bags web dolabuy ysl
OdpowiedzUsuń