(nie)Tylko przelotne miłostki
Wbrew pozorom, jestem zwykłą dziewczyną i mam całkiem dobrze poukładane w głowie. A moja niestałość uczuć wynika głównie z tego, że tak szybko się kończą. Książki, bo to w ich bohaterach się kocham, z nimi śmieję się i płaczę, podróżuję, marzę. Zawsze jednak nadchodzi ten moment, gdy przekładam ostatnią stronę i muszę ruszyć dalej. Znaleźć nowy obiekt pożądania, dać się uwieść nowej historii.
Moja pierwsza miłość, pamiętam to bardzo dokładnie, zabrała mnie w podróż do krajów, o których mi się nie śniło. Mieszkałam wśród tubylców, uczyłam się tolerancji, rozbudzałam w sobie ciekawość świata. Smakowałam ten literacki świat z taką zachłannością, że „jeszcze tylko jeden rozdział” kończył się o świcie. Zostało mi to do dziś, tylko noce się stają jakby krótsze.
Każde literackie uniesienie zostawia ślad w moim sercu. Niektóre historie chowam głęboko w najciemniejszym zakamarku, bo nasz związek był burzliwy, a rozstanie bolesne. Inne lubię mieć tuż pod ręką, bo niekiedy ratują mnie z opresji, podpowiadają, radują. Czasami, oczywiście, zdarzają się fatalne pomyłki. Za ładną okładką kryją się puste słowa, nic nie iskrzy, nuda. Takie porzucam bez wyrzutów sumienia i nigdy nie wracam.
Miłość do książek, do literatury, przychodzi znienacka. Miej serce i umysł otwarte, bo wystarczy jedno imię, kilka słów, żeby zapomnieć o całym bożym świecie. A gdy to nastąpi - poddaj się chwili.
Brak komentarzy:
Podziel się swoją opinią