Historia niezapisana - spotkanie ze Swietłaną Aleksijewicz

Ze Swietłaną Aleksijewicz miałam okazję spotkać się we Wrocławiu. Jej "Wojna nie ma sobie nic z kobiety" przyniosła dziennikarce nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki 2010 roku. Na spotkaniu autorskim Aleksijewicz opowiadała o pracy nad książką i poruszanych w niej tematach. Niżej prezentuję moje zapiski ze spotkania w moim własnym tłumaczeniu z rosyjskiego. Mam nadzieję, że zachęcą Was do sięgnięcia po którąś z książek Aleksijewicz, które są próbą spisania nieoficjalnej wersji wszystkim dobrze znanych wydarzeń.



Swetłana Aleksijewicz, dziennikarka, laureatka wielu międzynarodowych nagród (m.in. National Book Critics Circle Award, Pokojowej Nagrody im. E.M. Remarque'a). Jej styl pisarski bazuje na setkach przeprowadzonych wywiadów i określany jest jako "opowieści głosów". 


Napisałam pięć książek, każda z nich opowiada historię sowieckiego człowieka. Człowieka, który uwierzył w utopię. Jest to przerażająca historia ludzkich tragedii, obraz tego, co potrafi zrobić idea. "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" jest pierwszą książką z tego cyklu.

Wychowałam się na białoruskiej wsi, w rodzinie nauczycieli. Od dzieciństwa otaczały mnie rozmowy o wojnie. Na naszych wsiach mało było mężczyzn, w końcu na wojnie zginął co piąty obywatel ZSRR, większość to mężczyźni. Ojciec nie rozmawiał o wojnie, milczał. Mówiły więc głównie kobiety. Ale wojna w opowieściach kobiet jest zupełnie inna, niż ta w pamięci mężczyzn.

Niezwykle trudno jest pisać o wojnie. No bo jak opowiedzieć o matce, która topi swoje małe dziecko, żeby jego płacz nie zdradził miejsca ukrycia większej grupy ludzi? Takich historii nie można wymyślić. Można je tylko usłyszeć, a żeby usłyszeć - trzeba rozmawiać. Każdy z nas ma swoje tajemnice, którymi nie ma z kim się podzielić. Najczęściej są to tajemnice zbyt intymne, żeby opowiedzieć o nich swojej rodzinie. Nieraz ludzie czekają na kogoś, komu będą mogli się zwierzyć. 

O prawdziwej wojnie ludzie opowiadają tylko w cztery oczy. Wystarczy, że potraktują cię jak pisarza,  a zaczną mówić frazesami z gazet, opowiadać oficjalną wersję historii. Swoje książki piszę bardzo długo - jedna powstaje około dziesięciu lat. Taka książka to setki odbytych rozmów, kilometry nagranych taśm. Jak wybieram moich rozmówców? Muszę czuć, że to jest TA osoba, ktoś, kto doznał wstrząsu. Czasami spędzałam z moimi rozmówczyniami całe dnie. Razem gotowałyśmy, rozmawiałyśmy o błahych sprawach. Aż do momentu, kiedy rozmówca zapominał, że jestem dziennikarką - wtedy właśnie zaczynała płynąć prawdziwa opowieść.

Materiał na książkę zaczęłam zbierać dlatego, że chciałam spojrzeć na wojnę z "normalnego" punktu widzenia - kobiet i dzieci (autorka wydała książkę "Ostatni świadkowie", w której przedstawiona jest wojna oczami dzieci - przyp. wł.). Męski punkt widzenia jest wszechobecny - to oficjalna wersja historii. Mężczyźni są bardzo zaangażowani w kwestie wojenne, potrafią wymienić nazwiska generałów, kierunki ataków. Dla nich wojna to idea, działanie, technika. Dla kobiet - przede wszystkim uczucia, konkretne obrazy, zapachy. Słyszałam historie, których nie potrafię zrozumieć. Ale pisarz w tym wypadku jest tylko kronikarzem, nie może osądzać.

Wojna to nie tylko działanie w grupie. Wojna to ogrom samotności. Człowiek zastanawia się i waży w sobie, ile mu zostało człowieczeństwa, a ile ma już w sobie z kata. Nie jest istotne, jaka to wojna. Zawsze mamy do czynienia z człowiekiem w sytuacji ekstremalnej. Interesuje mnie to, jak ludzie w takich okolicznościach zachowują swoje człowieczeństwo.

Trudno było wydać tę książkę w ZSRR. Po raz pierwszy została wydana w... Chinach. W tym czasie doszło do zbrojnego konfliktu na granicy z ZSRR, więc gdy dowiedziałam się, że moją książkę rozdają chińskim żołnierzom - wystraszyłam się. Co ja najlepszego zrobiłam? - myślałam. Książkę wydano również w Japonii. Wiele lat później miałam okazję spytać moich czytelników z Dalekiego Wschodu, czego szukają w tej książce? W odpowiedzi usłyszałam, że jest to książka o sztuce umierania. 

Obecnie mieszkam w Berlinie. Dzisiaj nasze życie jest bardzo "ludzkie", takie normalne. Ale mimo wszystko, te historie mogą coś wnieść do naszego życia. Wydarzenia, daty - zostają. Ale wraz z człowiekiem umierają i odchodzą w zapomnienie uczucia. I właśnie te okruchy uczuć próbowałam zebrać. 

1 komentarz:

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.