KARIN SLAUGHTER - TRYPTYK (2006)


Nie czytam romansów. Próbowałam chyba ze dwa razy i zawsze dochodziłam do wniosku, że jeśli kiedykolwiek spełnię marzenie mojej mamy i zostanę lekarzem, będę przepisywać romanse pacjentom cierpiącym na bezsenność. W takim razie co czytam, kiedy mój mózg broni się przed rozwojem lub kiedy babcia tramwajowa szturcha mnie laską w bok, a dziecko towarzyszki niedoli drze się nad uchem? Kryminały oczywiście!

"Tryptyk" rzucił mi się w oczy od razu. Nie tylko dlatego, że kosztował całe 2 złote i był po angielsku. Wpadło mi w oko nazwisko autorki. Po polsku znaczy to tyle co "rzeź", trzeba było zatem zweryfikować potencjał Karin "Masakry" Slaughter. Muszę przyznać, że trzyma fason, szczególnie jeśli chodzi o stronę językową, o której powiem za chwileczkę.

Na samym początku muszę powiedzieć, że nie rozumiem, dlaczego powieść jest traktowana jako thriller. Thrillerem było "Milczenie owiec", według mnie "Tryptyk" jest typowym kryminałem. Mamy serię brutalnych zabójstw, mordercę na wolności i ekipę policyjną starająca się rozwikłać zagadkę i schwytać zwyrodnialca zanim będzie za późno. Może i "Tryptyk" miał być thrillerem opartym na grze psychologicznej, ale najwidoczniej nie wyszło i mamy rasowy kryminał. Jak to zwykle bywa zagadka zostaje rozwikłana. Podobno w zaskakujący sposób. Moje zdanie jest takie, że bardziej przewidywalnie być nie mogło.

Ale przecież nie zawsze w kryminałach chodzi o to, żeby zaskakiwać w stylu Agathy Christie. "Tryptyk" wciąga, czyta się go z zapałem i bardzo szybko. Wygrzebałam gdzieś, że jeśli wyrzucić z niego wulgaryzmy, czytałoby się przyjemniej. Większej bzdury w życiu nie słyszałam. Litości, kto znajdując zakrwawionego trupa nagiej dziewczyny z odgryzionym językiem mówi "Ojej!" albo "A to hultaj!"...? W świecie prostytucji, narkotyków i przestępców najpopularniejsza jest łacina czy tego chcemy, czy nie. Już widzę nowy serial kryminalny na Jedynce: " Kurka wodna! Ten nicpoń uprawiał z nią miłość bez jej zgody, a na dodatek po tym, jak nieboraczka wyzionęła ducha!".

Jeśli ktoś z Was będzie miał wybór pomiędzy polską a angielska wersją językową, bez oporów wybierajcie tę drugą. Słownictwo nie jest zbyt trudne, wiele zwrotów kojarzymy już z filmów, ale dużo można się tez nauczyć. Ja przez cały czas czegoś szukałam w słowniku. Jeśli ktoś lubi takie zabawy - polecam z całego serca.

Nie wiem do końca dlaczego książka stała się bestsellerowym hitem w wielu krajach. Nie rozumiem jednak również, dlaczego miałabym jej nie przeczytać. Szybkie zwroty akcji, wątek miłosny (ble!), smród, bród i ubóstwo. Jestem pewna, że jeśli wpadnie mi w ręce kolejna książka Karin Slaughter przeczytam z wielką przyjemnością, ale bez wygórowanych oczekiwań.


Wilczex

JĘZYK: 6/6 
REALIZACJA: 4/6
POSTACIE: 4/6
 OPRAWA GRAFICZNA: 5/6 
Podsumowanie: Porucznik ****

7 komentarzy:

  1. Ksiazka zapowiada sie ciekawie, wiec moze sięgnę po nia w najbliższym czasie :) Przy okazji zapraszam do siebie :)

    Pozdrawiam!

    http://aleksiazka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hultaj... <3 Buahahahhahhhhh :D

    A to pech! Do stu tysięcy zielonych grzybków, ja fiołkuję! Boże, już nie obchodzi mnie sama książka, ten wątek o wulgaryzmach rozwalił mnie na łopaty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sobie czytam Twojego bloga i dziękuję Ci za wpis
    oraz zapraszam także do moich recenzji książek na stronę
    http://dodeski.pl

    Gorąco polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się co do "łaciny" w tego typu książkach - w końcu ma być realistycznie! Co do samej książki - jeśli kiedyś się na nią natknę, to może przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.