"Kołysanka" Chuck Palahniuk. Fragment
Na wydziałach dziennikarstwa uczą nas, że
należy zaczynać od najważniejszych faktów. Nazywają to odwróconą piramidą.
Rozpocząć artykuł od tego, kto, co, gdzie, kiedy i dlaczego. A następnie
podawać informacje według hierarchii ważności, do najmniej istotnych. Dzięki
temu redaktor może wyciąć dowolny fragment materiału, nie tracąc nic specjalnie
ważnego.
Wszystkie te duperelne szczegóły, jak zapach
pościeli, potrawy na talerzach czy kolor ozdóbki na choince, zawsze lądują na
podłodze w dziale adiustacji.
W przypadku śmierci łóżeczkowej jedynym
wzorcem jest jej tendencja do nasilania się wraz z jesiennym spadkiem
temperatury. Szef działu chce wyeksponować ten fakt w pierwszej części cyklu.
Dać coś, co napędzi ludziom strachu. Pięcioro dzieci, pięć odcinków. W ten
sposób uda nam się przykuć uwagę czytelników przez pięć kolejnych niedziel.
Możemy obiecać zbadanie przyczyn i wzorców nagłego zgonu niemowląt. Możemy
podtrzymywać nadzieję.
Niektórzy wciąż się łudzą, że wiedza to
władza.
Reklamodawcom zagwarantujemy inwestycję w
docelową grupę odbiorców. Na dworze robi się już coraz chłodniej. Po powrocie
do działu miejskiego proszę szefa o drobną przysługę.
Uważam, że chyba znalazłem wzorzec. Wygląda na
to, że rodzice wszystkich tych zmarłych dzieci czytali im ten sam wierszyk w
wieczór poprzedzający śmierć.
– Cała
piątka? – upewnia się.
Proponuję, żeby przeprowadzić pewien
eksperyment.
Jest późny wieczór, obaj jesteśmy już zmęczeni
wyczerpującym dniem. Siadamy w jego gabinecie, a ja każę mu się skupić.
Ten wierszyk to stara piosenka o zwierzętach,
które się kładą do snu. Jest tęskny, ckliwy, i czuję, jak od natlenionej
hemoglobiny pali mnie twarz, kiedy czytam go na głos w świetle jarzeniówek,
siedząc po drugiej stronie biurka szefa, który odchylił się na krześle,
poluzował krawat, rozpiął kołnierzyk i słucha z zamkniętymi oczami. Ma
rozchylone usta, a na zębach ten sam brązowy osad, który osiadł na kubku po
kawie.
Na szczęście jesteśmy sami, więc trwa to tylko
chwilkę. Gdy kończę, mój szef otwiera oczy.
– O co
w tym, kurwa, chodzi? – pyta.
Oczy Duncana są zielone.
Zimne krople jego śliny padają na moją rękę
niczym gruby śrut, roznosząc zarazki, niosąc ze sobą wirusy. Śliny brązowej od
kawy.
Odpowiadam, że nie wiem. W książce nazywają
ten wierszyk usypianką. W niektórych pradawnych kulturach śpiewano ją dzieciom
w czasie klęski głodu albo suszy, bądź kiedy plemię rozrosło się tak, że
brakowało mu ziemi. Śpiewa się ją okaleczonym w walce wojownikom oraz ludziom
złożonym chorobą – wszystkim, którym życzymy szybkiej śmierci. Żeby położyć
kres ich męczarniom. To taka kołysanka.
Wracając do etyki, nauczyłem się tego, że
ocena faktów nie jest rzeczą dziennikarza. Nie do nas należy sprawdzanie
informacji. My mamy jedynie zbierać szczegóły. Tylko to, co zastajemy na
miejscu. Występować w roli bezstronnych świadków.
Fragment powieści
udostępniamy dzięki uprzejmości wydawnictwa "Niebieska Studnia".
Premiera: 2012.10.20.
Moje pierwsze spotkanie z Palahniukiem było bardzo udane ("Udław się"), więc chętnie sięgnę po jego kolejne powieści. Póki co w planach mam "Podziemny krąg", ale może i na "Kołysankę" przyjdzie czas :)
OdpowiedzUsuńJa swoją przygodę z Palahniukiem zaczęłam od "Pigmeja" (pisałam na blogu) - schizofreniczny majstersztyk :) potem był "Rant", który ugotował mi mózg, i teraz "Kołysanka", która na tle dwóch poprzednich książek wydaje się być najbardziej wyważona i spokojna.
UsuńZ ciekawości przeczytałam Twoją recenzję "Pigmeja" i rzeczywiście wygląda na ciekawą lekturę. Więc może to od tej książki zacznę kontynuację poznawania twórczości Palahniuka :)
UsuńJa od siebie mogę z czystym sumieniem polecić "Podziemny krąg", a co do "Kołysanki" to sama jestem ciekawa tej książki, więc czym prędzej - do księgarni:)
OdpowiedzUsuń