JERZY KOSIŃSKI - RANDKA W CIEMNO (1977)
Kto czytał „Malowanego ptaka” ten już nigdy, przenigdy nie
zapomni nazwiska Kosiński. Na mnie
działa jak magnes, przyciąga niewidzialną siłą i nie chce puścić. Jak tylko
zobaczyłam „Randkę w ciemno” na półce musiałam ją mieć. Wysupłałam tego piątaka
z moich kieszeni bez dna i cała szczęśliwa opuściłam katakumby sopockiego
antykwariatu.
Jaka jest okładka – każdy widzi. Marna, jak bezgwiezdna noc
listopadowa. Tytuł – zachęcający jak zupa rybna. Gdyby nie autor, za Chiny bym
nie wzięła książki do ręki myśląc, że to kolejne tanie, ckliwe romansidło,
którego nie da się czytać. Na szczęście to tylko niezbyt dobre pierwsze wrażenie. Ale życie byłoby zbyt piękne, gdyby wszystko było
takie proste...
Mając w pamięci „Malowanego ptaka”, a puszczając w
zapomnienie pogłoski o jej wątpliwej autentyczności, spodziewałam się czegoś
równie piorunującego, prawdziwego i makabrycznie fascynującego. Dlatego na
początku byłam zawiedziona. Dopiero później uzmysłowiłam sobie, ze to przecież
nie jest „Malowany ptak” i nigdy nim nie będzie, BO TO ZUPEŁNIE INNA KSIĄŻKA.
Wam też radzę przyjąć taki punkt
widzenia (czytania) – wtedy „Randka w ciemno” staje się fenomenalna.
To, że nie jest „Malowanym ptakiem” nie znaczy, że jest słaba. Również atakuje najgłębsze
zakamarki naszej duszy, jest równie popieprzona i tak samo wystawia nasze
sumienie i człowieczeństwo na próbę. Kosiński użył tym razem innego oręża.
Momentami ciężko określić, czy w książce są wątki
autobiograficzne, czy Kosiński wszystko wyssał z palca. Niektóre z historii
są tak chore, że aż nieprawdopodobne. Z kolei nawiązania do autobiograficznego
„Malowanego ptaka” (będę się jednak trzymać tej wersji) podają wyobraźnię
autora w wątpliwość i przydają całości autentyzmu. To chyba dyskusja na długie,
srogo zakrapiane wieczory…
Forma powieści sprzyja czytaniu w tramwaju, autobusie czy
innych środkach transportu (nie polecam na rower). Krótkie opowiadania, czasem retrospektywne,
czasem osadzone w teraźniejszości ładnie składają nam się na całość – portret
narratora (autora?). Nagle wyrasta przed
nami niebanalna postać o ogromnym potencjale. To jedna z tych osób, znajomością
z którymi chwalimy się znajomym, automatycznie podnosząc własną wartość.
To, co mi się najbardziej podoba w „Randce w ciemno” i czego
zazwyczaj szukam w powieściach, to odcienie szarości. Główny bohater, owszem,
wzbudza sympatię, ale z opiniami o jego czystości i niewinności raczej bym się
wstrzymała. Nie jest czarno – biały, tak samo jak świat w którym żyje.
Podnosisz nos znad książki, rozglądasz się i nagle odkrywasz, że Twój świat też
jest skąpany w szarzyźnie, pozbawiony jaskrawych, zdefiniowanych odcieni.
Tak jak „Malowany ptak” jest zdecydowanie przeznaczony dla
osób o mocnych żołądkach i stalowych nerwach, tak „Randka w ciemno” nie jest
już tak hardcorowa. Mimo wszystko odradzam ją mięczakom, którzy na obiad jedzą
malutkie kurczaczki. Tu NIE MA LIPY!
Podsumowanie: Pułkownik *****
Oprawa graficzna: 1/10- bida z nędzą
W czasach, kiedy powstała ta oprawa - jakieś dwadzieścia lat temu - to była super, bo kolorowa. A najlepiej lubię "Wystarczy być" Kosińskiego (może być nawet bez okładki)... :)
OdpowiedzUsuń20 lat temu może i była super, ale to nie zmienia faktu, że dzisiaj nie zachęca. A widziałam masę okładek mniej więcej z tego samego przedziału czasowego i nie wszystkie tak wątpliwie zachęcają ;). Do Kosińskiego jeszcze na pewno wrócę nie raz, zatem niewykluczone, że i wspomniana przez Ciebie pozycja pojawi się kiedyś u nas ;)
UsuńNie słyszałam o autorze, ale skoro to taka dobra literatura, to może się skuszę :) Okładka rzeczywiście kiszka. :P
OdpowiedzUsuńczął broѕzuroωać skóгę
OdpowiedzUsuńωprawnymі гuchаmi. Aгnold ρrzyglądał unforgettаble (www5.slagg.org) sіę z
zainterеsowaniem. - Biеgle wаm człаpie z tą drаtwą - zauważył.
Rycerz o
οdrobinę nіe zаkłuł się w ρaluch.
Wydźwіgał znad śс.
replica bags wholesale mumbai replica bags review replica bags nyc
OdpowiedzUsuń