DZIENNIK ZNALEZIONY W PIEKARNIKU - MAREK SUSDORF
Ta niepozorna, niewielka książeczka nie jest dla grzecznych dziewczynek, spełniających się w roli matek, ciumciających nad każdym niemowlakiem w różowym wózku. Chyba, że te grzeczne dziewczynki w głębi duszy zaczynają się domyślać, w co wdepnęły.
"Bo ja, bo ja jestem wiecznie, odwiecznie bez głosu, transhistoryczna niema madonna z wielkim, upadłym, nabrzmiałym od szczęk tego niemowlęcego ludożercy cycem!"
Dziennik Magdaleny to tuba, przez którą główna bohaterka wykrzykuje wszystkie swoje bolączki. Słowa leją się wartkim strumieniem, nie ma żadnej siły, która mogłaby go powstrzymać. Sęk w tym, że po drugiej stronie tuby stoisz ty, czytelniku. A każda kolejna strona oplata cię i unieruchamia. Nieważne, jak bardzo ta lektura będzie cię irytować, a treść będzie niemiła w odbiorze, i tak nie uciekniesz.
Może się wydawać, że historię jak wiele innych - przypadkowy mąż, przypadkowe dziecko, problemy finansowe - autor przedstawia w sposób mocno przerysowany. Jednak w tym szaleństwie jest metoda. Jeżeli kiedykolwiek próbowałeś przeczytać i nadążyć za monologiem Molly z Ullissesa, to wiesz, jak męcząca może być taka narracja. Mimo to, choć czasami gubisz wątek, nie śledzisz już poszczególnych słów, zaczynasz czuć. Czuć to, co czuje bohaterka. Podskórnie rozumiesz jej ból, żal, desperację, nawet jeżeli zupełnie się z nią nie zgadzasz.
„(...) pytam się: co do cholery, znaczy matka?! Kim jest matka?! Kim musi być?! Ja nie chcę, ja chcę być sobą, to dziecko, to półzwierzę przez kosmitów podrzucone".
Bohaterka nie przebiera w słowach. Przeklina, wyzywa, pisze wulgarnie o sobie i innych. W końcu to jej dziennik, czemu miałaby wprowadzać autocenzurę. Czuje wstręt do siebie, do swojego ciała, nie potrafi odnaleźć się w nowej roli, zaakceptować zmian. Więc o tym pisze.
Na pierwszy rzut oka, wszystkie problemy w życiu Magdaleny pojawiają się wraz z narodzinami niechcianego dziecka. Ale czy naprawdę tu należy doszukiwać się źródeł nieszczęścia? A może to nie bohaterka "Dziennika..." jest szalona, tylko społeczeństwo, w jakim jest jej dane żyć. Jako kobieta zmuszana jest do przestrzegania pewnych norm, do określonych zachowań. Żeby przetrwać, musi dostosować się, wyrzec się siebie. Czy można się więc dziwić, że Magdalena zaczyna nienawidzić? Siebie, najbliższych, wszystkich i wszystko dokoła.
O autorstwo tego dzieła podejrzewam Sztuczne Fiołki.
Myślę, że "Dziennik..." Marka Susdorfa można byłoby nazwać powieścią kontrowersyjną, gdyby nie to, że doskonale wpisuje się w trendy współczesnego feminizmu. Tym samym osoby z "drugiej strony barykady" raczej po nią nie sięgną. Nie ma więc kogo zgorszyć, nie ma komu kruszyć kopie o "rozprawienie się ze stereotypem rodzicielstwa i więzi między matką a dzieckiem" (cyt. za MiastoKultury.pl). A szkoda. To mogłoby być interesujące starcie.
Podsumowanie: porucznik****
Oprawa graficzna: 4/6 - poprawna,
Wszystkie cytaty pochodzą z "Dziennik znaleziony w piekarniku" M. Susdorfa
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję autorowi.
Polecam zapoznać się z fragmentem książki. Wkrótce na Misji można będzie wygrać egzemplarz "Dziennika..." w konkursie, zapraszamy.
Polecam zapoznać się z fragmentem książki. Wkrótce na Misji można będzie wygrać egzemplarz "Dziennika..." w konkursie, zapraszamy.
Jeżeli bohaterka, albo też autorka klnie jak szewc to ja z góry dziękuję. Wulgarności mam pod dostatkiem i bez tego.
OdpowiedzUsuńBohaterka nie klnie ot tak po prostu stawiając słowo na k zamiast przecinka, po prostu jest wulgarna. Czasami to razi, jednak z drugiej strony, tak jak napisałam - nie dziwię się jej.
UsuńNie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńGdybym stwierdziła, że mnie zainteresowało, skłamałabym, ale gdybym powiedziała, że wydaje się nieciekawe, też bym kłamała. Coś nieuchwytnego jest w tej książce (bądź recenzji).
Może dlatego, że tak do końca nie jest to recenzja. Dużo w niej emocji, bo i sama książka wyzwała we mnie emocji sporo, do tego - bardzo różnych. Od poirytowania, po niesmak, litość czy współczucie. Były też momenty, że potrafiłam identyfikować się z bohaterką, a za chwilę znowu chciałam na nią nakrzyczeć.
Usuń