Gra warta życia. Wywiad z Karolem Ketzerem
"Czereśnie prosto z drzewa" Karola Ketzera to jedno z moich odkryć bieżącego roku. O tym, co autor miał na myśli i jak powstały "Czereśnie..." opowiada Misji sam pisarz, którego do rozmowy nakłoniłam na... facebooku.
☆☆☆
Ana Matusevic: Kilka
tygodni temu do sprzedaży trafiła twoja pierwsza książka. To jest koniec czy
początek?
Karol Ketzer: Początek. Na początku zawsze jest słowo. Jeżeli na początku jest
coś innego niż słowo, to nie jest początek.
AM: Ale Ty zaczynałeś jako
poeta, jakieś konkursy wygrywałeś. Niestety, gdy sięgnęłam po
"Czereśnie..." już co nieco o tobie wiedziałam. "Niestety",
ponieważ teraz nie wiem, czy ten poetycki klimat opowiadań, który zresztą
bardzo do mnie przemawia, jest konsekwencją twojego dotychczasowego dorobku,
czy mojej wyobraźni.
KK: Nie wiem dokładnie jakie głosy słyszysz w głowie, ale
najprawdopodobniej to przeze mnie jednak.
AM: A więc, pewnego dnia
usiadłeś, zapaliłeś papierosa, spojrzałeś na pustą kartkę i stwierdziłeś, że
tym razem napiszesz opowiadanie.
KK: Nie. Pewnego dnia, a był to uwierz mi, bardzo zły dzień, przyszły
do mnie pierwsze słowa pierwszego opowiadania. Zapisałem je, potem skończyłem
całość, wcale nie szybko, bo sporo ponad miesiąc pisałem. Potem co jakiś czas
dopisywałem następne. Mając już trzy, może cztery, postanowiłem, że chcę zrobić
z tego zbiór i zrobiłem.
AM: Szukasz czy raczej dajesz
odpowiedzi?
KK: Z tymi odpowiedziami to jest wiesz. Zgubiłaś kiedyś klucze do
domu? Kiedy ich nie potrzebujesz ciągle gdzieś ci się rzucają w oczy, a kiedy
ich potrzebujesz natychmiast, nigdzie nie możesz znaleźć. Podobnie jest w
literaturze. Jeżeli dążysz do jakiejś konkretnej odpowiedzi, nie znajdziesz
jej, na końcu będziesz wiedzieć mniej niż na początku, a czytelnik i tak nic z
tego nie zrozumie. Ja po prostu naświetlam sprawy, przyglądam się im z bardzo
różnych, dyskusyjnych stron. Wiesz, czasami myślę, że sztuką nie jest wiedzieć
jak najwięcej o swojej historii i swoich bohaterach, ale jak na ironię
"wiedzieć, czego o nich nie wiedzieć".
AM: Wiem o twoich bohaterach
tylko to, co chcę wiedzieć. Na przykład taki Krystian z "Kamieni".
Nie obchodzi mnie, kim jest, dlaczego taki jest. Dla mnie jest Poszukującym.
Pozostawiasz szerokie pole do interpretacji, wydaje mi się, że każdy czytelnik
ma szansę znaleźć w tych opowiadaniach coś innego. A może uważasz, że jednak
należy wyjaśnić "co autor miał na myśli"?
KK: "Co autor miał na myśli" to jedna z najskuteczniejszych
metod, za pomocą których szkolnictwo zabija wszelkie zainteresowanie
literaturą. Wręcz budzi do niej organiczny wstręt. Zresztą, każdy chodził do
szkoły i pewnie pamięta jak to wyglądało. Oczywiście, mi chodzi o coś
całkowicie odwrotnego. Tak, jak powiedziałaś. Ci bohaterowie "są tacy jacy
są". Jak ich ocenisz, jakie wnioski wyciągniesz z ich historii, co o nich
myślisz - to jest twoja, czytelnika, sprawa. Chodzi o to, żeby bohaterowie byli
ciekawi, tacy, obok których ciężko ci przejść obojętnie. Na ile mi to się
udaje, to już pytanie do czytelników. Zostawiam duże pole do interpretacji, ale
przede wszystkim różnorodne pola dla obserwacji. Kiedy tworzę bohaterów,
obmyślam ich tylko częściowo, a potem pozwalam żyć własnym życiem. W pewnym
sensie bardziej zapisuję ich losy, w pewnym szalonym sensie jestem czymś w
rodzaju notariusza losów tych wyimaginowanych bytów.
AM: Tarantino znany jest z tego, że w
swoich filmach zawsze przygotowuje rolę dla siebie. Mało tego, prawie zawsze
ginie w spektakularny sposób. Muszę cię spytać o Karola Ketzera, jednego z
bohaterów "Czereśni...". Czym zawinił, że to właśnie jemu tak
boleśnie się oberwało?
KK: Trzeba mieć dystans do siebie, zwłaszcza do siebie w tekstach.
Najlepiej uzyskać go od razu rzucając się na głęboką wodę. Przyznasz, że już
głębiej niż ja się nie da (śmieje
się).
AM: Wyobraź sobie, że czyta Misję całe
rzesze młodych twórców, piszących do szuflady. Marzy im się wydanie książki,
która rzuci wszystkich na kolana. Gra warta świeczki?
To zależy co mają robić na kolanach, bo wiesz, można się modlić, a można
też ciekawsze rzeczy jednak. Pisarz to jest specyficzny artysta, tylko pisarze mają szuflady, w
których kisną ich teksty. Obraz malarzowi się nie zmieści, podobnie rzeźba
rzeźbiarzowi, nie wspominając już o muzykach, no chyba, że ktoś nagra płytę
tylko po to, żeby schować ją do szuflady.
W Polsce wydaje się naprawdę dużo
książek, jest naprawdę dużo wydawnictw, trzeba po prostu przełamać się,
otworzyć google i spróbować. Oczywiście większość tego co wychodzi to książki kiepskie, trywialne i
zwyczajnie nudne. Trzeba pamiętać, że wiele osób traktuje pisanie wciąż jak
pewnego rodzaju hobby, co moim zdaniem jest kosmiczną pomyłką. Na dodatek
masz jeszcze na rynku takie maszkary jak Empik, czyli anty-księgarnię,
której działalność jest jedną z głównych bolączek rynku, z już zwłaszcza
dla debiutantów. To musi się zmienić.
Podobna obserwacja dotyczy wydawnictw. Wiele z
nich nawet w ogóle nie odpowie, albo po roku przyjdzie mail, że dopiero to
przeczytali. Wiele będzie próbowało płacić książkami, kombinować przy umowach.
W wielu wciąż czuć komunę. Ale tak jak mówiłem, to się musi zmienić i zmienia
się już teraz. Ja wiem, że trudno uwierzyć w to, że coś się zmienia, ale każda
wiara wymaga wysiłku. To jest dobry czas. Jeżeli będzie jeszcze więcej młodych
pisarzy, z nowymi pomysłami, nowym podejściem, talentem, swobodą, to ten
pierdolony beton pęknie jeszcze szybciej. To nie jest gra warta świeczki, tylko
gra warta życia.
AM: Dzięki, Karol, za rozmowę.
Nie znam Karola Ketzera, ale chętnie przeczytam jego książkę.
OdpowiedzUsuń