Gra warta życia. Wywiad z Karolem Ketzerem

"Czereśnie prosto z drzewa" Karola Ketzera to jedno z moich odkryć bieżącego roku. O tym, co autor miał na myśli i jak powstały "Czereśnie..." opowiada Misji sam pisarz, którego do rozmowy nakłoniłam na... facebooku


Ana Matusevic: Kilka tygodni temu do sprzedaży trafiła twoja pierwsza książka. To jest koniec czy początek?

Karol Ketzer: Początek. Na początku zawsze jest słowo. Jeżeli na początku jest coś innego niż słowo, to nie jest początek.

AM: Ale Ty zaczynałeś jako poeta, jakieś konkursy wygrywałeś. Niestety, gdy sięgnęłam po "Czereśnie..." już co nieco o tobie wiedziałam. "Niestety", ponieważ teraz nie wiem, czy ten poetycki klimat opowiadań, który zresztą bardzo do mnie przemawia, jest konsekwencją twojego dotychczasowego dorobku, czy mojej wyobraźni.

KK: Nie wiem dokładnie jakie głosy słyszysz w głowie, ale najprawdopodobniej to przeze mnie jednak.

AM: A więc, pewnego dnia usiadłeś, zapaliłeś papierosa, spojrzałeś na pustą kartkę i stwierdziłeś, że tym razem napiszesz opowiadanie.

KK: Nie. Pewnego dnia, a był to uwierz mi, bardzo zły dzień, przyszły do mnie pierwsze słowa pierwszego opowiadania. Zapisałem je, potem skończyłem całość, wcale nie szybko, bo sporo ponad miesiąc pisałem. Potem co jakiś czas dopisywałem następne. Mając już trzy, może cztery, postanowiłem, że chcę zrobić z tego zbiór i zrobiłem. 

AM: Szukasz czy raczej dajesz odpowiedzi? 

KK: Z tymi odpowiedziami to jest wiesz. Zgubiłaś kiedyś klucze do domu? Kiedy ich nie potrzebujesz ciągle gdzieś ci się rzucają w oczy, a kiedy ich potrzebujesz natychmiast, nigdzie nie możesz znaleźć. Podobnie jest w literaturze. Jeżeli dążysz do jakiejś konkretnej odpowiedzi, nie znajdziesz jej, na końcu będziesz wiedzieć mniej niż na początku, a czytelnik i tak nic z tego nie zrozumie. Ja po prostu naświetlam sprawy, przyglądam się im z bardzo różnych, dyskusyjnych stron. Wiesz, czasami myślę, że sztuką nie jest wiedzieć jak najwięcej o swojej historii i swoich bohaterach, ale jak na ironię "wiedzieć, czego o nich nie wiedzieć".

AM: Wiem o twoich bohaterach tylko to, co chcę wiedzieć. Na przykład taki Krystian z "Kamieni". Nie obchodzi mnie, kim jest, dlaczego taki jest. Dla mnie jest Poszukującym. Pozostawiasz szerokie pole do interpretacji, wydaje mi się, że każdy czytelnik ma szansę znaleźć w tych opowiadaniach coś innego. A może uważasz, że jednak należy wyjaśnić "co autor miał na myśli"? 

KK: "Co autor miał na myśli" to jedna z najskuteczniejszych metod, za pomocą których szkolnictwo zabija wszelkie zainteresowanie literaturą. Wręcz budzi do niej organiczny wstręt. Zresztą, każdy chodził do szkoły i pewnie pamięta jak to wyglądało. Oczywiście, mi chodzi o coś całkowicie odwrotnego. Tak, jak powiedziałaś. Ci bohaterowie "są tacy jacy są". Jak ich ocenisz, jakie wnioski wyciągniesz z ich historii, co o nich myślisz - to jest twoja, czytelnika, sprawa. Chodzi o to, żeby bohaterowie byli ciekawi, tacy, obok których ciężko ci przejść obojętnie. Na ile mi to się udaje, to już pytanie do czytelników. Zostawiam duże pole do interpretacji, ale przede wszystkim różnorodne pola dla obserwacji. Kiedy tworzę bohaterów, obmyślam ich tylko częściowo, a potem pozwalam żyć własnym życiem. W pewnym sensie bardziej zapisuję ich losy, w pewnym szalonym sensie jestem czymś w rodzaju notariusza losów tych wyimaginowanych bytów.

AM: Tarantino znany jest z tego, że w swoich filmach zawsze przygotowuje rolę dla siebie. Mało tego, prawie zawsze ginie w spektakularny sposób. Muszę cię spytać o Karola Ketzera, jednego z bohaterów "Czereśni...". Czym zawinił, że to właśnie jemu tak boleśnie się oberwało?

KK: Trzeba mieć dystans do siebie, zwłaszcza do siebie w tekstach. Najlepiej uzyskać go od razu rzucając się na głęboką wodę. Przyznasz, że już głębiej niż ja się nie da (śmieje się)

AM: Wyobraź sobie, że czyta Misję całe rzesze młodych twórców, piszących do szuflady. Marzy im się wydanie książki, która rzuci wszystkich na kolana. Gra warta świeczki?

To zależy co mają robić na kolanach, bo wiesz, można się modlić, a można też ciekawsze rzeczy jednak. Pisarz to jest specyficzny artysta, tylko pisarze mają szuflady, w których kisną ich teksty. Obraz malarzowi się nie zmieści, podobnie rzeźba rzeźbiarzowi, nie wspominając już o muzykach, no chyba, że ktoś nagra płytę tylko po to, żeby schować ją do szuflady. 
W Polsce wydaje się naprawdę dużo książek, jest naprawdę dużo wydawnictw, trzeba po prostu przełamać się, otworzyć google i spróbować. Oczywiście większość tego co wychodzi to książki kiepskie, trywialne i zwyczajnie nudne. Trzeba pamiętać, że wiele osób traktuje pisanie wciąż jak pewnego rodzaju hobby, co moim zdaniem jest kosmiczną pomyłką. Na dodatek masz jeszcze na rynku takie maszkary jak Empik, czyli anty-księgarnię, której działalność jest jedną z głównych bolączek rynku, z już zwłaszcza dla debiutantów. To musi się zmienić. 
Podobna obserwacja dotyczy wydawnictw. Wiele z nich nawet w ogóle nie odpowie, albo po roku przyjdzie mail, że dopiero to przeczytali. Wiele będzie próbowało płacić książkami, kombinować przy umowach. W wielu wciąż czuć komunę. Ale tak jak mówiłem, to się musi zmienić i zmienia się już teraz. Ja wiem, że trudno uwierzyć w to, że coś się zmienia, ale każda wiara wymaga wysiłku. To jest dobry czas. Jeżeli będzie jeszcze więcej młodych pisarzy, z nowymi pomysłami, nowym podejściem, talentem, swobodą, to ten pierdolony beton pęknie jeszcze szybciej. To nie jest gra warta świeczki, tylko gra warta życia.

AM: Dzięki, Karol, za rozmowę. 

1 komentarz:

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.