MATNIA (2013) - ANNA PIECYK

wyd. Oficynka, Gdańsk 2013

Mamusi znów nie ma w domu. Mamusia dużo pracuje, często wychodzi wieczorami i bardzo długo nie wraca. Zawsze na nią czekamy, ja i mój braciszek. Czasami strasznie długo. Kiedyś nie było jej przez trzy dni, ale my byliśmy dzielni. Ciężko tak czekać we dwójkę, bo chce nam się jeść. Ja umiem już posmarować chleb masłem, ale często nie ma ani chleba, ani masła. Wtedy pijemy wodę z cukrem. A jak nie ma cukru to samą wodę, wtedy nie jesteśmy tak bardzo głodni. Ale mamusia zawsze wraca. Trochę brzydko pachnie i jest bardzo zmęczona, dlatego od razu kładzie się do łóżka. Chyba jest chora, bo czasami wymiotuje do umywalki. Wtedy muszę odgarnąć jej włosy, żeby sobie ich nie pobrudziła, a potem biorę ją za rączkę i prowadzę do sypialni. To chyba jakaś poważna choroba... 

Lubię trudne książki. Poza oczywistą funkcją ukazania konkretnego problemu, rozwijają empatię i ogólną wrażliwość. Igrają z uczuciami jakby były zabawkami z Kinder Niespodzianki. Muszą spełnić tylko jeden, jedyny warunek: autentyzm.Tym razem się nie udało.

"Matnia" jest jak pączek bez nadzienia. Od pierwszego kęsa wiesz, że coś jest nie tak. Równie dobrze niewidomy mógłby napisać książkę o kolorach. Jeśli ktoś nigdy nie zetknął się z problemem alkoholu w jakikolwiek sposób, nie powinien pisać o nim książek.To, że temat jest autorce obcy czuje się od pierwszej strony. W posłowiu dowiadujemy się, że przeczucie nas nie zawiodło. Jeśli miałabym pójść w ślady Anny Piecyk, napisałabym książkę o narkomanach. Przecież czytałam o nich tak wiele! To wcale nie takie trudne - wstęp do recenzji napisałam sama. I wierzcie mi, niezbyt odbiega od książki - brak im tego samego. Gdyby to było takie proste, każdy mógłby napisać książkę o nałogach.

Trudne tematy są trudne między innymi dlatego, że nie każdy może i nie każdy potrafi o nich mówić. Problem "trudnych książek" komplikuje się jeszcze bardziej, bo dodatkowo nie każdy powinien je pisać. Niestety, trzeba to przeżyć na własnej skórze, w najgorszym wypadku pośrednio. W przeciwnym razie nic z tego nie będzie. Tak jak w tutaj. Ta książka nie ma duszy.

Na szczęście jest krótka. Ot, czytadło na jedno popołudnie. Sprawdzi się w tramwaju lub na plaży. A potem można ją komuś oddać. Bez obciachu, ale i bez żalu. "Matnię" da się czytać, ale nic poza tym. Spodobała mi się okładka, pomimo, że ma w sobie coś z treści: jest zbyt dosłowna. Mimo to podoba mi się, bo wizualnie trafia w mój gust estetyczny zarówno kompozycją, jak i kolorystyką.



Podsumowanie: Kapral**
Oprawa graficzna: 7/10 ładna, ale trąci banałem.








Za egzemplarz recenzyjny dziekuję wydawnictwu




Brak komentarzy:

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.