LIFE HACKER. JAK ŻYĆ I PRACOWAĆ Z GŁOWĄ (2011) - ADAM PASH, GINA TRAPANI

Amerykanie potrafią zarobić na wszystkim. Nie mam nic do zmysłu przedsiębiorczości - jeżeli jest klient, to czemu mu nie sprzedać tego, czego szuka. Nawet, jeżeli jest to instalacja internetu w komputerze.

Na pewno pamiętacie zdjęcia takich ogłoszeń. Cwany "specjalista" przychodzi do klienta i robi skrót IE na pulpicie. Przy okazji kasuje 50zł za usługę. Śmiałam się też w kiosku, gdy wpadła mi w ręce książka o zakładaniu konta na facebooku. Serously, people?

Czytając Lifehacker. Jak żyć i pracować z głową próbowałam sobie przypomnieć, dlaczego po nią sięgnęłam. Dużo pracuję. Za dużo. A 90% mojej pracy to praca przy komputerze. Przeczytałam wcześniej, że lifehacking robi w Stanach furorę. Brzmi obiecująco - dzięki poradom autorów czytelnik zautomatyzuje najczęściej wykonywane zadania, maksymalnie wykorzysta potencjał posiadanych programów, nauczy się wydajnie korzystać ze swojego smartfona, tym samym zaoszczędzi swój cenny czas. "Coś dnia mnie" - pomyślałam. 

Poradnik zaczynamy od umiejętności tworzenia kopii zapasowej swoich danych. Jak bardzo potrzebna jest to rzecz najlepiej wiedzą ci, co chociaż raz z powodu awarii komputera nie mogli odzyskać plików. Kolejny rozdział odpowiada na pytanie, jak mieć dostęp do swoich plików z dowolnego miejsca na świecie? OK, też ważna sprawa, choć przy sugestii posiadania przenośnej pamięci flash moje brwi niebezpiecznie powędrowały do góry. Dalej: jak optymalnie korzystać ze swojego smartfona? Do tego momentu podchodziłam do treści z wielkim zrozumieniem. Nawet w momencie, gdy autorzy rozwodzili się nad ładowaniem plików na Dropbox. Lecz gdy w rozdziale o smartfonach znalazlam rewelacyjne rady, JAK PISAĆ NA KLAWIATURZE moja powaga uciekła i zaprotestowała. 

Z ciekawości wyróbowałam kilka sztuczek. Np. stawianie kropki poprzez double-click spacji. Jakże wielkie było moje rozczarowanie, gdy się okazało, że kropkę w moim telefonie mam obok spacji i ten "skrót klawiszowy" nie działa. Ojej. A może chcesz przypomnieć sobie, gdzie byłeś i co jadłeś? Z pomocą przyjdzie aplikacja foursquare - temu, jak się zameldować w danej lokalizacji poświęcone zostały całe trzy strony.

Być może podchodzę do sprawy zbyt surowo. Niedawno sama szukałam informacji, jak się pracuje z paper.li i zadawałam głupie pytania. Tylko naprawdę nie rozumiem, że ktoś płaci pieniądz za radę "zgraj swoje pliki na dysk zewnętrzny". Albo "korzystaj w telefonie z podpowiedzi wyrazów". Albo "przeskanuj komputer w poszukiwaniu wirusów". I robi to dzisiaj, kiedy w różnych tematycznych serwisach, forach internetowych i blogach, możemy znaleźć mnóstwo dobrej, rzetelnej, przydatnej informacji? Za darmochę.

Lifehacker to nie jest książka zła. To jest nawet dobry poradnik, bo uświadamia ludziom, że warto robić kopie zapasowe, że fajnie jest poznać swój telefon i jego możliwości, że aplikacje to nie zło, tylko użyteczne narzędzia, że drogę ci wskaże Google Maps, że... Myślę, że największym błędem autorów jest umieszczenie rzeczy oczywistych w drukowanej publikacji. Może zamiast oznaczania stopniem trudności, "łatwe" rzeczy należałoby umieścić na swojej stronie www bezpłatnie? Bowiem czytając oczywistości coraz bardziej zniechęcałam się do książki i czułam się oszukana. I mało brakowało, żebym przeoczyła rzeczy naprawdę ciekawe i wartościowe. Np. o konfiguracji serwerów, o materiałach, dostępnych na otwartej licencji (choć w tym temacie też można znaleźć dobre i darmowe publikacje w sieci) czy kilka innych. Słabe jest też to, że Helion (który lubię i szanuję) wydał Lifehackera 2 lata po publikacji w Stanach. Sorry, ale od 2011 zmieniłam już dwa telefony, komputer w wielu sytuacjach zamieniam na tablet, a na rynku pojawiły się setki nowych aplikacji, programów, nawet parę wersji różnych systemów operacyjnych. To, co w 2011 roku mogło być rewolucyjne i niezwykle pomocne, dzisiaj nie zainteresuje nikogo.

Na koniec. Krytykuję czy chwalę? Zupełnie subiektywnie - krytykuję. Ale jeżeli komputer, internet i smartfony dla ciebie wciąż są terra incognita - myślę, że nauczysz się wiele. Szczególnie, że tłumacz odwalił kawał porządnej roboty i poradnik jest zilustrowany polskimi screenami. Do tego poradnika na pewno jeszcze zajrzę. Ale z 280 stron wartość ma może z 50.


Podsumowanie: Kapral**/Pułkownik*****
(pro/noob)
Oprawa graficzna: 7/10







Egzemplarz recenzyjny:

3 komentarze:

  1. Chyba właśnie dlatego do większości podręczników, podchodzę jak pies do jeża...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię poradniki :) nieraz z nich korzystam. Jest mnóstwo świetnie napisanych i pożytecznych książek tego typu. Najgorsze jednak są te, które są napisane jak dla debili. Gdzie ta sama informacja powtarza się w każdym kolejnym rozdziale, a w końcu nic z tego nie wynika.
      Lifehacker nie jest taki, ale moje uwagi opisałam w tekscie wyżej :)

      Usuń
  2. "poradników" miałam na myśli ;)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.