SEZON BURZ (2013) - ANDRZEJ SAPKOWSKI

Chyba dawno żadna książka nie wzbudziła tak skrajnych emocji w czytelniczym światku. Jedni mówią, że bardzo słaba, inni - że wspaniała. Musiałam sprawdzić, dlaczego tak jest.

Wiadomość o kontynuacji przygód Geralta bardzo mnie ucieszyła. Pamiętam, jak zarywałam nocki, bo tak mnie ten świat wciągnął. Potem nieraz wracałam do poszczególnych fragmentów i naprawdę żałowałam, że nie ma tego więcej. I nic się nie zmieniło - po Sezonie Burz również chciałoby się więcej.

Geralt a.d. 2013 nie jest obojętny na krzywdę, staje w obronie bezbronnych nawet kosztem swojego bezpieczeństwa, nie opiera się zbytnio kobiecym wdziękom, wciąż jest w doskonałej formie i wciąż popada w tarapaty. Natomiast sama historia ma zbyt wiele słabszych momentów, żeby uznać ją za dobrą kontynuację sagi. Nie będę krytykować pomysłu na fabułę, bo od wymyślania jest autor, nie czytelnik. To, co najbardziej rozczarowało, był chyba styl autora. Sapkowski wiedźmińską sagą i trylogią husycką wysoko ustawił poprzeczkę, dlatego oczekiwania również były bardzo duże. Trudno powiedzieć, czego zabrakło - może nieco staranności i polotu, przez co narracja nie była tak plastyczna, jak niegdyś.

Geralt trafia do Kerack, gdzie już od samego początku, czyli od momentu przekroczenia murów miasta, daje się wplątać w tajemniczą historię. Zostaje oskarżony o machlojki finansowe, trafia do więzienia, traci swoje miecze... A czymże jest wiedźmin bez wiedźmińskich mieczy? Teoretycznie, ponieważ w praktyce okazuje się, że wcale nie są mu aż tak niezbędne - radzi sobie doskonale nawet z krwiożerczymi bestiami. 

Na szczęście, a może na nieszczęście, w Sezonie burz jest więcej ludzkiego gadania, niż wspomnianych bestii. Nieco brakuje tajemniczych ponadnaturalnych bohaterów, które zawsze mnie najbardziej w sadze fascynowały. Dlatego smutno mi było, gdy ni z tego ni z owego zniknął z powieści przypadkowo poznany przez Geralta krasnolud, albo gdy okryty złą sławą Kot Brehen okazał się być zwykłym płaczkiem. 

Nie odświeżałam sobie poprzednich wiedźmińskich książek Sapkowskiego, dlatego niekiedy z trudem udawało mi się skojarzyć niektóre fakty i imiona (np. Nimue, którą Geralt spotyka pod koniec Sezonu burz lub opowieść o zaklętej księżniczce). Wydaje mi się więc, że powieść tę można czytać również bez znajomości całej sagi, ale pozbawia się wtedy frajdy rozpoznawania "starych znajomych". 

Sezon burz jest pewnie najsłabszą częścią wiedźmińskiej serii, ale dobrze, że się pojawił. Świat wiedźmina broni się sam, wystarczy wykorzystać jego potencjał, żeby ewentualne kolejne przygody Geralta z Rivii podbiły serca czytelników.


Podsumowanie: Porucznik****
Oprawa graficzna: 4/10 - ratuje tylko kolorystyka. 

3 komentarze:

  1. Poprzednie części Wiedźmina bardzo przypadły mi do gustu. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie...bo zamierzam niedługo przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już kilkakrotnie przeczytałem wszystko, co ze "starym" wiedźminem związane, a na nową książkę ostrzę sobie zęby. Na pewno nie ma tragedii, ale też nie jest to to samo, co poprzednie książki. Niemniej jednak... Muszę to dorwać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jednak nie dałam rady przez nią przebrnąć. Dla mnie wiedźmin umarł z Yennefer, dawno temu.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.