KĄPIĄC LWA (2013) - JONATHAN CARROLL

wyd. Rebis 2013

Jonathan Carroll to jeden z tych pisarzy, których twórczość bardzo lubię ale z nikomu nie znanych powodów czytam bardzo rzadko. Ostatnimi laty zrobił sobie przerwę i przez długi czas było o nim cicho. Nic dziwnego, że kiedy pojawiła się książka "Kąpiąc Lwa" fani od razu rzucili się do księgarni niczym Etiopczyk na suchą bułkę. Zapewne jedni z nich dostali niestrawności, a drugim było mało. Mi chyba bliżej do tej drugiej kategorii.

Oczekiwałam jakiejś nowej "teorii sennej". Nie zawiodłam się. Pomimo, że "Szklana zupa" podobała mi się zacznie bardziej, tym razem również odnalazłam kilka ciekawych pomysłów. Dla niektórych twórczość Carrolla to nieustanne pogrywanie z czytelnikami, refleksje nad życiem. Są też tacy, którzy uważają go za bełkoczącego dziwaka, który spisuje swoje urojenia. |A bezmyślne lemingi wydają na to ciężko zarobione pieniądze i udają, że czytanie sprawia im frajdę. Gadające krzesło? Wydziarana słonica? Co, do jasnej ciasnej...? 
Natomiast dla mnie Carroll to niewyczerpane źródło przemyśleń na temat snu i śnienia. To jeden z wydawałoby się niewielu elementów ludzkiej natury, o których właściwie  nie wiadomo nic. Moje sny z reguły są popieprzone jak Lato z Radiem. Nieraz płaczę przez sen, zdarza mi się śmiać w głos lub przeklinać jak stary robol. Często obcinam głowy członkom mojej rodziny albo jestem świadkiem jakiegoś kataklizmu. Parę razy obudziłam się spocona jak szczur. Mam nadzieję, że sny nie mają mocy sprawczej, bo inaczej czeka mnie przyszłość w więzieniu Shawshank. Dlatego też wszelkie teorie na temat śnienia bardzo chętnie połykam w całości z entuzjazmem Ciasteczkowego Potwora. Co najdziwniejsze, im bardziej absurdalny pomysł, tym bardziej do mnie trafia. A kto jest mistrzem absurdu? Carroll, oczywiście!

W "Szklanej zupie" wszystko to, co wyśniliśmy w ciągu swojego życia składa się na nasz świat, którym będziemy żyli po śmierci. "Kąpiąc Lwa" nadgryza temat z innej mańki - śniąc możemy zmienić rzeczywistość. Nie jest to jednak takie proste, jak mogłoby się wydawać. Nie będę spoilerować, ale powiem, że "Kąpiąc lwa" troszeczkę przypominało mi "Straż nocną" Łukjanienki.

Książkę czyta się błyskawicznie. Co nie oznacza bynajmniej, że rach- ciach i po sprawie. Przeciwnie - na pewno do książki wrócę po jakimś czasie - można ją czytać co najmniej kilka razy. Miejscami fabuła jest trochę zawiła i trzeba się pilnować, żeby nie zgubić wątku, ale odnoszę wrażenie, że taki właśnie był zamysł autora. Powiedzcie sami - czy kiedy śnicie więcej niż jeden sen na raz, wszystko jest logicznie powiązane w całość? Dlatego zaliczę to raczej do kategorii "plusy" niż "niedociągnięcia". Muszę się jednak przyznać do jednego - książkę przeczytałam już jakiś czas temu. Pamiętam fabułę, pamiętam poszczególne wątki, ale... nie pamiętam zakończenia! Nie przeszkadza mi to, bo dla mnie ważniejsza jest historia sama w sobie,sposób jej opowiedzenia i to, co przychodzi do mojej pustej głowy w trakcie czytania. Niewykluczone jednak, że dla niektórych z Was będzie to sporym minusem.

Muszę napisać kila słów o wydaniu. Już dawno nie miałam w ręku tak fanie wydanej książki. Okładka - intrygująca, świetnie zaprojektowana, fajne kolory oraz niecodzienna faktura. Czerwona dłoń jest jakby gumowa - baaardzo miła w dotyku. Kilka razy przykładałam też moją dłoń karlicy do okładki i porównywałam rozmiary :) Czcionka też jest w sam raz - nie za duża (chociaż odrobinę większa utrudniałaby już czytanie), interlinia w porządku... Nie mam się do czego przyczepić pod tym względem.

Pomysłowość autora i jego elokwencja nadają unikalny smak tej słodko-gorzkiej potrawie doprawionej szczyptą przyprawy znanej pod obcobrzmiącą nazwą "confused". Wszystko przemieszane wielką drewnianą łychą. Przepyszne danie jednogarnkowe, które powinno na stałe zagościć na niejednym stole.



Podsumowanie: Porucznik z aspiracjami: **** i pół
Oprawa graficzna: 10/10








Za egzemplarz recenzyjny dziękuję


10 komentarzy:

  1. Przekonałaś mnie absolutnie, żeby w końcu sięgnąć po Carolla! W dodatku nieźle się ubawiłam czytając tą recenzję, bo masz bardzo fajny, luźny styl pisania.
    P.S Na szczęście ja nie pamiętam swoich snów, wystarcza mi że czasami na jawie miewam omamy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Staram się, żeby moje recenzje czytało się lekko i z przymrużeniem oka :) Dlatego tym bardziej cieszę się, że ktoś to docenił i zauważył :)

      Usuń
  2. Witam,
    Jeśli jeszcze nie czytałaś, to polecam "Krainę Chichów" tego autora, wielu jego fanów (łącznie ze mną) uważa ją za najlepszą. Opisał w nim jedną ze swoich najciekawszych "teorii". Od razu powiem, że nie odnosi się ona do snów. Swoją drogą bardzo mnie w tej recenzji zaskoczyło zwrócenie uwagi właśnie na ten aspekt jego twórczości, kiedy ja, przeczytawszy kilka powieści i masę opowiadań tego autora, zapamiętałem głównie wątek miłosny i kiedy przeczytałem o tej teorii o snach z "Szklanej Zupy" w recenzji, potrzebowałem chwili zastanowienia, żeby sobie przypomnieć dlaczego te sny mogłyby być ważne w tej powieści :P

    Na koniec dodam, ze trafiłem tutaj po dzisiejszym wpisie w "świecie czytników", i po przeczytaniu kilku wpisów na tym blogu nabrałem pewności, że będę tu dosyć regularnie zaglądał :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie znalazłem nigdzie opcji edycji komentarza, więc napiszę w odpowiedzi.
      Jeszcze à propos "Szklanej Zupy", właśnie przeczytałem jej recenzję na tym portalu. Na końcu autorka dodaje, że pozostał jej pewien niedosyt po przeczytaniu tej książki, zważywszy na datę publikacji tej recenzji, autorka mogłaby już się dowiedzieć, o istnieniu "prequela" tej powieści, a mianowicie "Białe Jabłka", jest to część pierwsza, została napisana wcześniej, więc to "Szklana zupa" jest jej sequelem, ale nie powinno być problemów z przeczytaniem ich w odwrotnej kolejności :) "Białe Jabłka" nie są może najlepszą powieścią Carroll'a, ale nie żałuję czasu spędzonego przy tej książce :)

      Usuń
    2. Witaj Wojtku na naszym blogu :) bardzo nam miło, że Świat Czytników nas polecił! Do poczytania regularnie, mam nadzieję :)

      Usuń
    3. Wojtku, witaj na naszym blogu :) Dziękuję za bardzo merytoryczny komentarz. "Kraina chichów" jest na mojej liście i na pewno kiedyś po nią sięgnę. o "Białych jabłkach" też słyszałam, jestem przekonana, że obok tej pozycji również nie przeję obojętnie.

      Nie wiem czemu, le ja właśnie na aspekt "senny" zwracam największą uwagę u Carolla. Może to wynika z tego, że moja znajomość jego twórczości jest (jeszcze) mocno ograniczona i po prostu miałam szczęście że zawsze natrafiałam na ten wątek? A może po prostu akurat ten element najbardziej do mnie przemawia? Ocenię, kiedy przeczytam więcej jego książek.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawa recenzja. Jestem poważnie zainteresowana tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Polecam z całego serca. Ja na pewno kiedyś do niej jeszcze wrócę, do jeden raz to zdecydowanie za mało... :)

      Usuń
  4. hej! recenzja średnia, coś mi zgrzytnęło w porównaniu:

    "...fani od razu rzucili się do księgarni niczym Etiopczyk na suchą bułkę."

    może i to zbytnia poprawność polityczna, ale to lekka przesada mieszać w tę recenzję głodujących ludzi, którym do śmiechu z tym problemem nie jest.
    Lubię czytać ten blog i uważam go za dość inspirującą rzecz w sieci ale sorry, od osoby tak oczytanej jak autorka oczekiwałabym ciekawszych porównań niż "popieprzony jak Lato z Radiem" ?
    mo


    www.facebook.com/czytaMYcolchester

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa krytyki. Taki mam styl pisania i takie mam specyficzne poczucie humoru. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim ono odpowiada, ale nie taki jest mój cel. Oczytanie nie ma z tym nic wspólnego.

      Usuń

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.