DZIECI HITLERA. LOSY URODZONYCH W LEBENSBORN - Dorothee Schmitz-Köster, Tristan Vankann (2012)

wyd. Prószyński i S-ka 2014

Zawsze chciałam mieć hodowlę rasowych psów. Miałam ogromne podwórko, gdzie było wystarczająco dużo miejsca na boksy odpowiedniej wielkości, żeby się zwierzaki mogły wylatać. Do tego kawał pola, żeby sierściuchy miały ułudę wolności. Duży dom, w którym mogłabym przyjmować gości zainteresowanych kupnem rasowca. Tylko czysta krew, dokładna selekcja rodziców i odpowiednia tresura zapewni sukces. Hitler myślał podobnie i założył hodowlę czystych rasowo dzieci. Śmiało, pan sobie pomaca, pan sobie wybierze.

O Lebensbornie nie wiedziałam nic. Nie miałam nawet pojęcia o jego istnieniu. Byłoby mi wstyd, gdyby nie fakt, że nawet dzieci Lebensbornu o tym nie wiedziały. Temat jest osnuty mgłą tajemnicy, która dopiero teraz, po wielu latach, zaczyna powoli opadać. Jeśli bardzo chcemy, możemy znaleźć kilka legend o tej instytucji. Podobno mieszkały tam kobiety, które były typowymi maciorami, rodzącymi jedno dziecko z drugim. Podobno naziści przychodzili tam, aby zapłodnić jedną, drugą, dziesiątą maciorę i odchodzili, nigdy więcej nie widząc ani kobiety ani jej dziecka. Matki oddawały noworodki od razu, bez  żalu. Przecież trzeba urodzić kolejne dziecko. Ku chwale Rzeszy. Heil!

To wszystko jest oczywiście nieprawdą, jednak taki obraz Lebensbornu pokutował w czasie wojny i utrzymywał się po jej zakończeniu. Na szczęście nie była to fabryka dzieci. Różowo niestety również nie było. Polityka III Rzeszy rzeczywiście kładła duży nacisk na jak najczystszy rasowo rozwój społeczeństwa. Nie wystarczy zabić wszystkich podludzi, należy również zwiększyć przewagę rasy panów. Dlatego propagowano nieślubne dzieci, ku chwale i dla Rzeszy. Szkoda, że społecznie dziecko poza małżeńskie czy panny z brzuchem nadal były piętnowane, niejednokrotnie wypędzane przez rodzinę, ogólnie skreślone i na przegranej pozycji. Tu z pomocą przychodził Lebensborn, gdzie można było urodzić w tajemnicy, możne nawet dostać pracę, lub po prostu zostawić dziecko i wrócić w rodzinne strony, gdzie nikt nigdy nie dowie się, co tak naprawdę się wydarzyło.

Dzieci urodzone w Lebensbornie nie miały metryk ani właściwie żadnych innych dokumentów tożsamości. Jak nietrudno się domyślić w późniejszym, dorosłym życiu stanowiło to niemałą przeszkodę. Niektóre z nich adoptowano i oddawano Lebensbornowi na przemian, niektóre czekały długo, a inne od razu znajdowały nowe rodziny. I właśnie o tych dzieciach jest książka. O ich poszukiwaniu korzeni, własnej tożsamości. Dwadzieścia historii zupełnie różnych, ale ze wspólnym mianownikiem. Piętnem, które nie pozwala normalnie żyć. Mijają kolejne lata, a Ty wiesz, że coś jest nie tak. Że ta układanka nie ma sensu, że ktoś oszukiwał rozdając karty. I nagle, w wieku pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat dowiadujesz się, że Twoi rodzice nie są Twoimi rodzicami. Że tak naprawę Twoje imię nie jest Twoim, że gdzieś tam masz rodzeństwo, które nawet nie wie o Twoim istnieniu. Nie masz rodziny, adresu, historii, imienia. Zaczynasz rozumieć, dlaczego do dziś boisz się ciemności, dlaczego przełączasz kanał, kiedy w telewizji pokazują wojskową defiladę i stukające o bruk oficerskie buty. Zaczynasz rozumieć, czemu później niż inne dzieci zacząłeś mówić, siedzieć, chodzić. Nagle, po pięćdziesięciu latach budzisz się z letargu, z koszmaru, w którym wszyscy milczą. Na jawie wreszcie zaczynają mówić. Nareszcie poznajesz siebie. Na nowo i naprawdę.

Recenzja tej książki nie jest do końca możliwa. Dlaczego? Bo nie sposób w kilku akapitach powiedzieć, o czym jest, co to takiego ten Lebensborn i jakie uczucia pojawiają się w trakcie lektury. Jedno jest pewne. Ta książka to solidny zastrzyk wiedzy historycznej. Czarna plama w Twoim wykształceniu. I z pewnością, tak jak dzieci Lebensbornu, będziesz chciał dowiedzieć się więcej.


Podsumowanie: Generał******
Oprawa graficzna:10/10 Przepiękne zdjęcia portretowe
 w środku. Zdjęcia z duszą.








Za egzemplarz recenzyjny dziękuję wydawnictwu 


Brak komentarzy:

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.