ANDRZEJ PILIPIUK - KSIĘŻNICZKA
Andrzej Pilipiuk jest niewątpliwie jednym z płodniejszych pisarzy i choć nie należy do moich ulubionych, to muszę przyznać, że jego poczucie humoru bardzo przypadło mi do gustu. Po Księżniczkę sięgnęłam z nudów i braku ambitniejszej literatury pod ręką. To, że jest to druga część trylogii (pierwsza część nosi tytuł "Kuzynki", trzecia "Dziedziczki"), dowiedziałam się po fakcie, ale nieznajomość pierwszej części wcale nie stanowiła problemu.
Do Krakowa z Węgier przybywa ‘pogromca wampirów’ o imieniu (jakżeby inaczej) Laszlo. Od wielu lat tropi niebezpieczną (w jego mniemaniu) wampirzycę – tytułową Księżniczkę. Przygotowuje się bardzo skrupulatnie - widać, że zawodowiec. Tymczasem grono pedagogiczne jednej z krakowskich prywatnych szkół zasila Michał Sędziwój. Tylko kilka osób wie, kim jest naprawdę i co go tu sprowadza…
Tłem rozgrywanych wydarzeń stało się miasto, wydawałoby się, dobrze wszystkim znane. Jednak Kraków w powieści jawi się jako miasto tajemnicze, pełne mrocznych zakamarków, miejsc, o których wiedzą tylko wtajemniczeni. Bohaterowie, których czytelnik poznał już w poprzedniej części trylogii, zupełnie tego nie chcąc, trafiają w wir niesamowitych wydarzeń. I to właśnie, obok świetnego humoru, stanowi główną siłę powieści – w tej książce DZIEJE SIĘ. Główny wątek polowania na wampiry okazuje się być tylko jednym z wielu (w dodatku, zostaje rozwiązany w końcu powieści w dość zaskakujący i komiczny sposób). Autor sprawnie co chwilę wyciąga z rękawa jakiś nowy motyw, często od razu go porzucając, nawiązuje do faktów historycznych, przywołuje wątki ze znanych dzieł literackich, zabawnie wytyka nasze przywary narodowe, słowem – świetnie się bawi. A czytelnik razem z nim.
– Ile ty masz lat? – syknął.
– Łatwo policzyć. – Staruszek nie przejął się zupełnie. – Gdy dorwałem w Londynie księcia Vlada, był rok 1895. A ja miałem już prawie trzydzieści lat.
W głosie starego było coś, co sprawiło, że Laszlo z miejsca uwierzył.
– Vlada Palownika, znanego jako hrabia Dracula?
– Tego samego. Zaplątałem się rok później do pensjonatu w Szwajcarii. Siedziało tam wesołe towarzystwo, przyznam, pochlałem się wtedy w trzy dupy, no i może trochę ubarwiłem swoją opowieść. A potem ten idiota Stocker napisał swoją książczynę. Nawiasem mówiąc, też ją ubarwił. Przyznam, że byłem wściekły, jak się dowiedziałem. Mógł mi coś odpalić za prawa autorskie i tak dalej. Zwłaszcza, że zrobił na niej fortunę. Ale najbardziej wkurzyło mnie, że kretyn nie zapamiętał, jak się nazywam, i w swojej wersji dał mi takie fikuśne nazwisko...
Tym fragmentem Pilipiuk podbił moje serce ;-) i zyskał dodatkową gwiazdkę dla Księżniczki.
JĘZYK: 6/6
REALIZACJA: 4/6
POSTACIE: 6/6
OKŁADKA: 4/6
Podsumowanie: Porucznik****
Hmmm, ja próbowałam czytać jedną książkę tego autora i... nie przypadło mi do gustu. Jednak wiem, że ma rzesze fanów.
OdpowiedzUsuńJestem tu pierwszy raz i muszę powiedzieć, że wygląd bloga jest KAPITALNY, świetnie zrobiony. I tytuł także godny podziwu ;)
Dziękujemy i zachęcamy do regularnych odwiedzin :)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie, gdy o humor u Pilipiuka chodzi wybieram Wędrowycza ;) Księżniczki mnie miejscami irytują - bo lekkim marysuizmem trącą - wszystkie młode dziewczęta takie marne, a tutaj kuzynki i urodziwe, i wysportowane, i inteligentne jak nikt... No, lekka przesada w tym jest :) A w Wędrowyczu raczej odwrotność, powiedziałabym ^^
OdpowiedzUsuńWędrowycza uwielbiam, kiedyś na pewno tu zawita ;) Próbowałam czytać inna książkę Pilipiuka, ale nie przypadła mi do gustu.
OdpowiedzUsuń