KEN KESEY - LOT NAD KUKUŁCZYM GNIAZDEM (1962)
Budzę się rano i wiem, że tego dnia wydarzy się coś wyjątkowego. Czym prędzej wstaję (szkoda przecież tracić niezwykłego dnia!), ubieram się i wychodzę. Nogi mimowolnie niosą mnie do potężnego budynku z przeszklonymi drzwiami. Wyciągam rękę, czuję chłód metalowej klamki w mojej dłoni. Wchodzę. Schodki. Kolejne drzwi. Jak zahipnotyzowana idę przez spore pomieszczenie, ciepłe i ciche, w którym unosi się specyficzny zapach. Znam go, ale nie potrafię nazwać. Wyciągam rękę, łapię coś prostokątnego. Podchodzę do kobiety, której wcześniej nie zauważyłam. Coś do mnie mówi, jednak ja ciągle wpatruję się w prostokątny przedmiot. Tak oto moje przeczucie sprawdziło się. To był niezwykły dzień - udało mi się wypożyczyć "Lot nad kukułczym gniazdem".
Na pewno macie takie książki, które bardzo chcecie przeczytać, ale jakoś zawsze tak wychodzi, że jednak schodzą na dalszy plan. Jeśli tą książką jest "Lot nad kukułczym gniazdem", nie popełnijcie mojego błędu i nie czekajcie ani minuty dłużej.
Randle McMurphy o wiele bardziej woli przymusowy pobyt w szpitalu psychiatrycznym, niż kolejną odsiadkę. Jak się okazuje, w szpitalu też nie jest różowo - Okresowi, Chronicy, Rośliny, Furiaci... Wszystkich łączy jedno - nie potrafią się śmiać. Porządku pilnuje Wielka Oddziałowa, która lubi, kiedy wszystko jest na "tip-top". Nie lubi natomiast, gdy coś (lub ktoś) ten porządek burzy.
Cała opowieść jest ukazana z punktu widzenia Wodza - ogromnego Indianina, który jest jednym z najstarszych Chroników na oddziale. Wszyscy są przekonani, że jest głuchoniemy, dzięki czemu wie więcej niż ktokolwiek na oddziale. Ba, wie więcej, niż ktokolwiek w całym szpitalu! Co to jest Kombinat? Jakie zadanie tak naprawdę ma do wykonania Wielka Oddziałowa? Co się dzieje z pacjentami podczas snu i co to za dziwny hałas, dobiegający ze ścian?
Książka nie tylko głęboko porusza, ale jest w niej też wiele momentów, w których czytelnik wybucha gromkim śmiechem. Bo śmiech to zdrowie - również psychiczne. Wraz z McMurphym do szpitala trafia szczery śmiech do rozpuku. "Lot nad kukułczym gniazdem" pokazuje, że każdy chce, aby liczono się z jego zdaniem. Chce być zauważany i kochany. Niby nic, a czasami okazuje się, że jednak zbyt wiele. Tu wzruszenie przeplata się z radością i rozbawieniem, zaciekle walcząc o ostatnie słowo przez wszystkie strony książki. Kto wygrywa? Przekonajcie się. :-)
Pamiętacie genialny film z fenomenalnym (żadna nowość) Jackiem Nicholsonem w roli głównej? Nic nie może się równać jego kreacji, prawda? Błąd! Książka jest jeszcze lepsza!
Wilczex
JĘZYK: 6/6
REALIZACJA: 6/6
POSTACIE: 6/6
OKŁADKA: 6/6 (Wszak widnieje na niej Nicholson) :-)
Podsumowanie: Generał******
A na koniec:
I książka, i film rewelacyjne :)
OdpowiedzUsuńZawsze mi się wydawało, że to jest nudny film na podstawie nudnej książki. Wiem, że klasyka itd., ale tytuł mnie odstręczał przez wiele lat ;)) wstydzę się i biję w pierś!
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy oglądałaś film, ale mnie poruszył do głębi. A książka... cóż... to był nokaut ;)
OdpowiedzUsuńPiękna książka, piękny film. Oczywiście poznałam w niewłaściwej kolejności, ale to nic :)
OdpowiedzUsuńNajjpierw była książka, później był film. A wszystko zaczęło się na literaturze amerykańskiej na 2-gim roku studiów. Muszę sięgnąć po nią znowu :) Odkryłam Twojego bloga przez blog forum Gdańsk i zostaję na dłużej ;)
OdpowiedzUsuńKarolino, bardzo miło Cię gościć u nas :) tym milej, że poznałaś Misję na BFG! Zwróć uwagę, że piszemy bloga we dwójkę - Kasia "Wilcze" i Ana "Rose" :) Do przeczytania!
Usuń