SWIETŁANA ALEKSIJEWICZ - WOJNA NIE MA W SOBIE NIC Z KOBIETY


Czy zdarzyło się Wam oglądać obchody Dnia Zwycięstwa w Rosji? Jest to bardzo interesujące widowisko. 9 maja jest z pompą celebrowany nie tylko w Moskwie, a weterani, których pozostała już garstka, w tym dniu z dumą zakładają mundur i przypinają swoje ordery. Nie robią tego na pokaz. Tak naprawdę ordery i wspomnienia nieraz są wszystkim, co im zostało. 

Echo wojny ojczyźnianej, jak w Rosji nazywa się drugą wojnę światową, rozbrzmiewało w domach zwykłych przeciętnych Rosjan jeszcze przez długie dekady po jej zakończeniu. O niegdysiejszych żołnierzach dzisiaj przypomina się jedynie przy okazji wyborów (los weteranów - dzisiaj emerytów, rozsypanych po szarych miastach i miasteczkach w całej Rosji - jest "sprawą honorową" każdej kampanii wyborczej w Rosji) i przy okazji mniej lub bardziej ważnych świąt wojskowych.

Etos żołnierza Armii Czerwonej w ZSRR budowany był przez dziesięciolecia. Wojna i walka z wrogiem stanowiły jeden z filarów propagandy sowieckiej. Tak jak Pawlik Morozow w latach porewolucyjnych, tak później czerwonoarmijec z medalem na piersi stał się przykładem do naśladowania. Zdobywcy Berlina. Wyzwoliciele Europy. Bohaterzy. A wśród nich - również kobiety. Równie twarde, jak ich towarzysze broni, tylko młodsze i z jeszcze większym zacięciem.

Całe zaplecze wojskowe opierało się na pracy kobiet. Do woja szły na ochotnika, często zatajając swój prawdziwy wiek. Jedne walczyły ramię w ramię z mężczyznami na froncie, inne pracowały w zapleczu wojskowym, często w bardzo trudnych warunkach. Poświęciły wszystko dla sprawy, a zaraz po wojnie zostały nie tylko zupełnie zapomniane, wręcz znienawidzone za to, że odważyły się odstawić swoją kobiecość na bok.

Czytałam sporo literatury wojennej, obejrzałam mnóstwo sowieckich filmów o wojnie i zawsze starałam się zachować dystans do rzeczywistości kreowanej przez propagandę. A mimo wszystko, myśląc o kobietach w Armii Czerwonej zawsze miałam przed oczyma Marusię z kultowych "Czterej pancerni...". Książka Swietłany Aleksijewicz była więc dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

Autorka rzuca światło na wojnę widzianą kobiecym okiem. Nie bitwy są tu najważniejsze i nie zwycięstwa militarne. Ta niewielka książka to kilka lat zawieruchy wojennej, dziesiątki twarzy, setki historii. Mnóstwo wylanych łez, ogrom żalu, ale też i zabawne anegdoty z życia żołnierskiego. Niektóre opowieści mrożą krew w żyłach, autorka sama przyznaje, że nie zawsze potrafiła zrozumieć postępowanie swoich bohaterek. Ale pewnych rzeczy nie da się ogarnąć swoim umysłem, jeżeli tego nie doświadczyło się samemu.

Książka była gotowa już na początku lat osiemdziesiątych, jednak jej treść okazała się być zbyt kontrowersyjna i niezgodna z "heroicznym obrazem kobiety radzieckiej", propagowanym przez Partię. Na uwagę zasługują fragmenty rozmów autorki z cenzorem, Aleksijewicz przytacza niektóre zdania, wycięte przez sowiecką cenzurę.

Książka od paru miesięcy leży u mnie na kominku i choć już dawno przeczytana, często po nią sięgam, zaglądam i przytulam. Moje myśli biegną wtedy do tych wszystkich kobiet, które odważyły się zostawić marzenia i wziąć karabin do rąk lub stanąć przy polowej kuchni. A po powrocie z wojny, znalazły siły, żeby zamknąć w sobie traumatyczny rozdział życia i zacząć wszystko od nowa. "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" porusza do głębi, powoduje, że wszystko dokoła na moment przestaje być ważne.

P.S. Zdecydowanie jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w 2011 r, Autorka na swojej stronie internetowej udostępnia do pobrania książki w języku rosyjskim. Wydawnictwo Czarne planuje premierę kolejnej książki Aleksijewicz w języku polskim, "Czarnobylska modlitwa". Zachęcam do przeczytania mojej relacji ze spotkania z autorką oraz wywiadu Lidii Ostałowskiej.

P.P.S. Książka bardzo mnie poruszyła, wryła się w pamięć, trudno mi ją oceniać na potrzeby bloga. Jest to generał wśród generałów w moim rankingu!

Brak komentarzy:

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.