SHAUN HUTSON - ŚLIMAKI (1982)
Brzydzisz się śliskich, miękkich i mięsistych zwierzątek? Niedobrze Ci się robi na samą myśl o tysiącach robali kłębiących się w jednym miejscu, pełzających jeden po drugim, tworząc jednolitą, ruchomą masę? Jeśli do tego jesteś emocjonalnym masochistą, ta książka jest wprost stworzona dla Ciebie!
W pewnym spokojnym miasteczku nikt nie przypuszczał, że już niedługo opanują je najobrzydliwsze mutanty, jakie kiedykolwiek miały nieszczęście się narodzić. Zapowiadało się niewinnie - ot, plaga ślimaków ogrodowych, z którą każdy bardziej doświadczony ogrodnik poradzi sobie, trzymając jeden palec w nosie, a drugi na spuście rozpylacza taniego środka na szkodniki.
Jednak były one zbyt duże, zbyt wygłodniałe i zbyt szybkie na przeciętne ślimaki. Te krwiożercze bestie ukrywały się w ciemnych i mokrych miejscach, żeby w odpowiednim momencie zaskoczyć swoją ofiarę, pojawiając się nie wiadomo skąd i atakując błyskawicznie i boleśnie. Zapach krwi i rozrywanej ich ostrym jak brzytwa zębem trzonowym tkanki tylko podsycał ich głód, zwabiając jeszcze więcej pobratymców. Było ich tak wiele, że nie było żadnej szansy na ucieczkę, a potworny ból przeszywał całe ciało, kiedy odnajdowały najwilgotniejsze miejsca na ciele, wślizgując się w nie i atakując ciało od środka. Krew lała się strumieniami, a ofiara umierała w męczarniach, pośród ślimaczego szlamu i kawałków własnego ciała, walających się dookoła.
Próbowano wszystkiego, jednak metody skuteczne przy zwykłych ślimakach ogrodowych zawodzą. Kiedy wy główkujecie, jak pozbyć się tego cholerstwa, one wykorzystują w pełni swój hermafrodytyzm i rozmnażają się na potęgę, docierając do coraz odleglejszych zakamarków miasta.Wiecie, że jeden osobnik składa w ciągu swojego życia około 700 jaj?
Jeśli myślicie, że w książce znajdziecie remedium na obślizły problem, macie rację. Rozwiązanie jest. Ale nigdy go nie poznacie, bo w książce brakuje akurat tych dwudziestu kluczowych stron. Na szczęście ktoś nakręcił film. Osobom na diecie radzę nie oglądać go pogryzając sałatę. Tym razem chipsy wyjdą Wam na dobre.
Miałam bardzo duży problem z oceną tej książki. Jako wielki fan wszystkiego, co klasy B, byłam nią zachwycona. Jednak zdając sobie sprawę, że pewnie niewielu takich freaków zagląda na tego bloga, zastanawiałam się czy nie ocenić jej w kontekście literackim. Byłoby to jednak nie fair, bo "Ślimaki" walorów literackich nie mają w zasadzie żadnych. Dlatego postanowiłam oceniać je w kontekście książek im podobnych (które na pewno będą się co jakiś czas tu pojawiać).
Wilczex
JĘZYK: 6/6
(napisana tak, że można od razu zabierać się do ekranizacji)
REALIZACJA: 6/6
(dużo krwi i latających flaków )
POSTACIE: 3/6
(banda ćwierć mózgów, wprowadzana do fabuły tylko po to, żeby za dwie strony zginąć)
OPRAWA GRAFICZNA: 6/6
(chyba nie muszę uzasadniać?)
Podsumowanie: Pułkownik*****
Hmm... Zdecydowanie nie dla mnie :D
OdpowiedzUsuńO. Do licha. Przypomniał mi się krwiożerczy króliczek z Monty Pythona.
OdpowiedzUsuńDla takich arcydzieł jak "Ślimaki" zarezerwowana jest ocena: 666/6 ;)
OdpowiedzUsuńCo się stało z kluczowymi 20 stronami???
Nie ma pojęcia, co się z nimi stało... Książkę kupiłam a w antykwariacie, więc podejrzewam, że po prostu kiedyś wypadły ;)
OdpowiedzUsuń