FANNIE FLAGG - SMAŻONE ZIELONE POMIDORY (1987)
Nie lubicie babskich czytadeł? Omijacie szerokim łukiem książki z notką "Literatura w spódnicy" na okładce? Robi Wam się niedobrze od uwielbianych przez koleżanki komedii romantycznych? To świetnie, bo mi też! I wiecie co? "Smażone zielone pomidory" to wyjątek potwierdzający regułę. ;)
Przesympatyczna, niesamowicie ciepła powieść idealna zarówno na długie zimowe wieczory jak i na letnie pikniki pod chmurką. Pozornie gawęda o niczym, ot, wspomnienia staruszki jedną nogą w grobie. W rzeczywistości przemyca się tu podstawowe wartości jak miłość, przyjaźń, oddanie, pracowitość i przede wszystkim równość rasowa. Niby oczywiste, ale fajnie zobaczyć to w druku. ;)
Czyta się ją szybko nie tylko ze względu na przystępny, "lekkostrawny" język, ale również dlatego, iż powieść tworzy mnóstwo króciutkich rozdziałów. Raz przenosimy się w czasie do czasów II wojny światowej, raz Wielkiego Kryzysu. Raz czytamy krótkie notki z lokalnej gazety. Innym razem odwiedzamy przyjaciółkę w domu spokojnej starości, a w następnym rozdziale żyjemy teraźniejszością. Choć każdy z elementów tej układanki do siebie pasuje, nie ukrywam, że przez pierwsze czterdzieści stron ciężko było mi wskoczyć na odpowiednie tory. Potem popędziłam jak błyskawica.
Do tej książki trzeba się jednak odpowiednio przygotować. Po pierwsze załóżcie śliniaczki. Po drugie zaopatrzcie się w mnóstwo ulubionych przekąsek i nigdy, ale to nigdy nie czytajcie na głodniaka! Poza solidną dawką wzruszeń i zabawy książka zapewnia masę opisów potraw, od których ślinotok macie jak w banku! Autorka jest brutalna i na samym końcu zamieszcza kilka stron przepisów. No i dietę diabli wzięli...
Jak mówi stare porzekadło "Dobry zwyczaj nie pożyczaj. Jeszcze lepszy - nie oddawaj". Książkę pożyczyłam od Krychy i Zdzicha i teraz mam niezły orzech do zgryzienia. Jak jej nie oddać, żeby Krycha się nie doliczyła braków na półce? Jakieś pomysły? ;)
Nie byłabym sobą, gdybym nie odgrzebała filmu. Książkę zekranizowano w 1991 roku, obsadzając uwielbianą przeze mnie Kathy Bates* w jednej z głównych ról. Jeśli nie do końca wyczuliście z mojej recenzji ciepło książki obejrzyjcie trailer. Plan na dzisiejszy wieczór? SMAŻONE ZIELONE POMIDORY MOVIE. ;)
JĘZYK: 6/6
REALIZACJA: 5/6
POSTACIE: 6/6
OPRAWA GRAFICZNA: 4/6
Podsumowanie: Pułkownik*****
Wilczex
Przyznaję bez bicia, że książki nie przeczytałam, za to widziałam film, ale już dosyć dawno i chyba już wiem co zabiorę ze sobą na podróż ;)
OdpowiedzUsuńPolecam, na podróż idealna ;) Poza tym jest tam mały ukryty wątek miłosny, który powinien Cię zainteresować ;)
OdpowiedzUsuńCzytałem. Specyficzna, nieco ciągnąca się (ale tak ze smakiem) fabuła, nieco nudnawa. Warto książkę łyknąć dla niepowtarzalnego klimatu... chociaż - nie ma co ukrywać - to rzeczywiście babska literatura ;)
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, czy nudnawa.. Jej po prostu nie ma, więc nie wiem, jak może być nudnawa ;) No ale tak jak napisałam - to jest raczej gawęda a nie powieść akcji ;)
OdpowiedzUsuńWzięłam na porodówkę trzy miesiące temu. I pochłonęłam jak cieplutką bułeczkę z jagodami.
OdpowiedzUsuńBardzo smakowita!
Faktycznie bardzo ciepła i rewelacyjnie się ją czyta. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńmonweg.blox.pl
A ja nie napiszę pochwał na cześć książki tylko podziękuję za zachęcający do przeczytania tekst. Książka leży na mojej "półce książek do przeczytania" od kilku lat, ale zniechęcała mnie właśnie hasło o "spódnicowej literaturze", powszechnie stosowane jako wabik dla takich jak ja :) Dziękuję więc :)
OdpowiedzUsuń