JEWGIENIJ OLEJNICZAK - ARCHIPELAG KHURUNA (2010)
Niedziela. Telefon wyłączony, laptop zamknięty na cztery spusty i schowany pod stołem. I ja - odcięta od cywilizacji, sącząca kawkę w ciepłej pościeli. Krótko mówiąc - raj na ziemi i Eldorado czytelnicze ;-)
Od jakiegoś czasu ograniczam komputer i Internet do niezbędnego minimum. Agentka Rosemary puka się w czoło, a ja coraz częściej i na coraz dłużej odcinam się od świata, oddając się ulubionym zajęciom, na które cudownym sposobem znalazło się sporo czasu. W końcu sięgnęłam po książki od dawna zbierające kurz na regale. Jedną z nich był właśnie "Archipelag Khuruna".
Przyznajcie, że okładka - miód malina. Fakt, że tak naprawdę nijak się ma do treści książki pominę dyplomatycznym milczeniem... ;-) Zadanie wypełnia wzorowo - przyciąga i intryguje. Przewracanie kolejnych stron też było swojego rodzaju miłym doznaniem estetycznym. Pomimo, że papier nie należy do najlepszych, został tak wystylizowany, że dopiero w połowie lektury zauważyłam jego słabą jakość. Kolejny plus takiego rozwiązania poczułam na długo przed tym, jak otworzyłam książkę. Kupiłam ją za zawrotną sumę 7 złotych. I nie był to antykwariat.
Historia z gadoidami, pochodzącymi z równoległego świata i od wieków panującymi w naszym świecie jest niezwykle wciągająca, choć za niedopowiedzenia autorowi należy się klaps na goły tyłek. Nie wiem, czy to celowy zabieg, mający na celu irytację czytelnika, czy też przypadek, ale sama społeczność mieszkańców Khuruny, jak i sam Archipelag owiany jest tak naprawdę tajemnicą. A szkoda, bo materiał obiecujący, który można było wykorzystać i spokojnie oprzeć na nim całą serię powieści. Tym bardziej, że akcja dzieje się w naszym starym, dobrym Krakowie.
Mimo wszystko "Archipelag Khuruna" czyta się bardzo szybko i, poza dialogami marynarzy we wstępie, język jest całkiem udanie dopasowany do postaci. Spokojnie można się zagłębić w lekturę w jeden z tych leniwych dni, kiedy minuty sączą się powoli, a nas dopada nastój refleksyjny. Dobra książka również na lato, kiedy upał zniechęca do wielkiego wysiłku zarówno fizycznego jak i umysłowego, a boki już bolą od przewracania się z jednego na drugi.
Z czystym sumieniem polecam "Archipelag Khuruna". Gwarantuję dobrą zabawę, wrażenia estetyczne i... poczucie niedosytu. To jedna z tych pozycji, do której chętnie się wraca, ale nie można jej nazwać ulubioną.
Wilczex
JĘZYK: 4/6
REALIZACJA: 3/6
POSTACIE: 5/6
OPRAWA GRAFICZNA: 6/6
Podsumowanie: Porucznik****
Nie słyszałam o tej książce, ale gdybym ją gdzieś dzisiaj zobaczyła to sięgnę po nią z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńAle w taki upał w pościeli i to jeszcze z kawą? ;)
OdpowiedzUsuńMoje lenistwo przezwycięży każdą przeciwność ;)
UsuńOkładka ciekawa, a po recenzji widać, ze i historia świetna
OdpowiedzUsuń