OJCIEC (2012) - MILIJENKO JERGOVIĆ
W pierwszej kolejności moją uwagę przyciągnęła okładka. Minimalistyczna i wymowna zarazem, owiana tajemnicą, którą koniecznie musiałam zgłębić. Od czasów "Tato" Whartona każdy tytuł, który choćby w najmniejszym stopniu mi się z nim kojarzy, jest skazany na moje towarzystwo. Tym razem znów się zawiodłam... Na sobie.
"Ojciec" to wspaniała opowieść, przywodząca na myśl wspomnienia snute przy rodzinnym stole, lub bardziej intymne monologi które wypowiadamy w łóżku przy zgaszonym świetle, czując obok ciepło bliskiego nam ramienia i mimowolnie muskając rozgrzaną wieczorną kołdrą stopę słuchacza-ochotnika. Rodzinna gawęda niepostrzeżenie przemienia się w refleksje na własny temat.
Niemożliwym jest mówić o sobie zapominając o tym, skąd się pochodzi. To korzenie determinują w największym stopniu to, kim jesteśmy. Wcale nie trzeba sięgać daleko - wystarczy przeanalizować życie najbliższych krewnych. W tym miejscu jednak należą się Wam słowa przestrogi: zastanówcie się dwa razy, zanim to zrobicie. Najprawdopodobniej okaże się, że tak naprawdę wiecie o sobie niewiele.
"Ojciec" to nie tylko wspomnienia autora. To rozprawa na temat tożsamości, zarówno narodowościowej, religijnej, jak i osobistej. Ateista-katolik? Serb i Chorwat jednocześnie? A jednak! Książka skłania do myślenia, przede wszystkim nad tym, jakie znaczenie i wpływ na nasze życie mają decyzje i poglądy naszych rodziców, dziadków, krewnych... Chyba nie muszę dodawać, że kiedyś odpowiedzialność za jakiegoś małego człowieczka i jego życie spadnie na nas?
Z książki wyniosłam bardzo dużo. Ale nie tyle, ile Jergović podsunął mi na talerzu prosto pod (niemały) nos. Przykro mówić, ale jestem na tę książkę po prostu za głupia. Na historii zwykle grałam w statki albo dłubałam w nosie, strzelając kozami w najmniej lubiane koleżanki. I nie żałuję, bo na lekcjach niczego bym się nie dowiedziała ;-). "Ojciec" silnie osadzony jest w rzeczywistości chorwackiej, sporo tu polityki, nazwisk i wydarzeń, o których ja nie mam zielonego pojęcia. Ukłony dla tłumacza, który starał się chociaż troszkę mnie oświecić. To trochę tak, jakby dać przeciętnemu Chorwatowi niezwykle wartościową książkę osadzoną w realiach stanu wojennego w Polsce. Albo jest mózgowcem (pewnie zamiast strzelać kozami po klasie przyklejał je pod ławkę) i wchłonie lekturę jednym haustem, albo - co bardziej prawdopodobne - zrozumie z niej tyle, co ja z "Ojca".
Książkę polecam dwóm rodzajom osób: tym, którzy szukają intymnej autoanalizy i tym, co przyklejali zamiast strzelać.
Podsumowanie: Pułkownik *****
Oprawa graficzna:6/6 (po co więcej?)
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję
Ja szukam autoanalizy.
OdpowiedzUsuńWszystko, co wychodzi z wydawnictwa Czarne godne jest najwyższej uwagi :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.