PANIKA (2012) - GRAHAM MASTERTON

wyd. Rebis, Poznań 2013
 Polska - jaka jest, każdy widzi. "To widać, słychać i czuć", jak to śpiewają gwiazdy karaoke. Rozpisywać się nie będę, bo zanim skończę podetnę sobie żyły. Fakt, że w codziennych wiadomościach oglądamy bohaterów Disney'a mówi sam za siebie. Masterton stwierdził jednak, że w kraju jego żony za mało jest grozy dnia codziennego i postanowił dorzucić coś od siebie.

Masterton to zagadka, której nie potrafię rozwikłać. Przygodę zaczęłam w liceum, kiedy w moje ręce trafił "Rytuał", który wbił mnie w ziemię. Następnie dorwałam "Manitou" i... nie przebrnęłam do końca. Potem było długie, długie nic, po którym nastąpił okres opowiadań. No i wreszcie - "Panika". Wnioski? Masterton powinien przerzucić się wyłącznie na opowiadania. Stanowiliby z Kingiem niezły duet - król powieści i mistrz krótkiej formy. Nie wierzycie? Przeczytajcie opowiadanie "Erik Pasztet".

"Panika" zaintrygowała mnie polskim wątkiem. Nie ukrywam, że chciałam troszeczkę podkarmić nim moją złośliwość - bo co o Polsce może wiedzieć gryzipiórek z kraju, gdzie wszyscy piją herbatę z (sic!) mlekiem? Ze smutkiem stwierdzam, że całkiem nieźle sobie poradził. ;-) Widać, że napisał to obcokrajowiec dla obcokrajowców, jednak nie mam się tu do czego przyczepić - wszystko było zgodne z prawdą i dość zgrabnie wplecione w całość.

Na szczęście nie musiałam głęboko grzebać, żeby znaleźć coś, na co mogłabym ponarzekać. Swoją drogą, ta cecha Polaków została taktownie przemilczana... Co było drzazgą pod paznokciem? Autentyczność. Masterton traci dar przekonywania po jakichś 50 stronach, w najlepszych przypadkach po 52. Dlatego uważam, że powinien pisać opowiadania - wartka akcja, szybka masakra i zeskrobywanie wnętrzności z chodnika na koniec. Siusiu, paciorek i spać - bez zbędnej gadaniny.  Chcecie konkretów? Oto one: trudniej było przekonać ludzi o istnieniu ogromnego rekina ludojada w "Szczękach" niż w duchy lasu z "Paniki". Dialogi przypominały trochę te z "Morderczych ryjówek"*: - Co to było? - Zmutowane ryjówki. - Czemu wcześniej mi nie powiedziałaś?!

Drugą dość irytującą rzeczą była eko-paplanina, szczególnie nasilona pod koniec. Przypominało mi to trochę przedstawienia w podstawówce, gdzie kolega pomalowany na zielono, ubrany w spódniczkę z liści kasztanowca grał Eko Ludka i mówił, że nie wolno śmiecić w lesie.


Mimo wszystko "Panikę" da się czytać. To idealna pozycja na wakacje lub do tramwaju. Jeśli macie jakiegoś znajomego, który lubi horrory można mu ją nawet pożyczyć, ale nie obiecujmy zbyt wiele. Gdyby "Panika" była opowiadaniem, byłaby rewelacyjna. Jako powieść jest jedynie dobra, zbliżająca się niebezpiecznie do czerwonej krechy oznaczającej granicę z "mierna".



Podsumowanie: Sierżant***
Oprawa graficzna: 4/10 - ładne kolory, przyjemna w dotyku, 
jednak nieco infantylna okładka
 
*Kultowy film kasy B - polecam!


Za egzemplarz recenzyjny dziękuję 


1 komentarz:

  1. Mhm, akurat "Paniki" nie czytałam, więc mało mogę powiedzieć na ten temat, ale z tymi krótkimi formami się zgodzę: jest mistrzem w tej dziedzinie :)

    Pamiętam spotkanie z nim na Dniach Fantastyki, mega charyzmatyczny, ale jednocześnie lekko wycofany mężczyzna ;)


    Pozdrawiam, Pandorcia
    (zmieniłam adres bloga: http://anty---materia.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.