WYBRANY (1969) - BERNICE RUBENS


Wyd. Wiatr od morza, Gdańsk 2013

Zweck jest szanowanym londyńskim rabinem. Ma trójkę dzieci i wciąż wraca myślami do swojej zmarłej żony. "Wybrany" nie miała być powieścią o Żydach. Miała natomiast być opowieścią o prześladowaniu samego siebie. Rewelacyjnie to ujęłam: miała...

"Wybrany" to kolejna książka, która lepiej się zapowiada, niż jest w rzeczywistości. To trochę tak jak z kolorowymi, słodkimi babeczkami, na widok których leci Wam ślinka. Kiedy już zatopicie w niej zęby okazuje się, że wygląda zdecydowanie lepiej niż smakuje. Czuć tylko sztuczny posmak ulepszaczy. 

Niestety, po raz kolejny zetknęłam się z pozycją, której brakuje autentyzmu. Owszem, poruszane problemy są ważkie, ale podane w zły sposób. To tak, jakbyśmy do pysznej zupy podali widelec. Nijak nie da się tego zjeść, a wlanie całości prosto do gardła grozi poparzeniem i niestrawnością. Autorka poruszyła sporo kwestii, dlatego postaram się omówić najważniejsze z nich po kolei, żeby stworzyć przynajmniej pozory uporządkowania. 

1. Uzależnienie od narkotyków i umieszczenie w zakładzie zamkniętym. Czytałam wiele lepszych książek na ten temat. Widać, że autorka również. Zabrakło tu polotu, wcześniej wspomnianego autentyzmu. Wszyscy, którzy czytali "Lot nad kukułczym gniazdem" i "Requiem dla snu" wiedzą, o co mi chodzi. Na szczęście nie było tak źle jak przypadku "Matni". Da się czytać, ale mnie bycie średniakiem nie satysfakcjonuje.

2. Kazirodztwo i co z tego wynika. I jedno i drugie potraktowane po macoszemu. A mógł być z tego kawał dobrej literatury...

3. Uzależnienie od rodzica/żony. Temat liźnięty podobnie jak poprzedni, choć tym razem autorka wysunęła trochę więcej języka. Szkoda, bo to jest zjawisko dość powszechne. Zagadnienie ciekawe również pod kątem psychologicznym i wychowawczym. Niestety nie wyniesiemy z lektury wiele więcej niż to, że  "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci".

4. Wykluczenie z rodziny. W kulturze żydowskiej nie jestem zbyt obeznana, ale nie tylko w tych kręgach zdarza się, że rodzice wyrzucają własne dzieci na ulicę. Trauma dla obu stron. Autorka ponownie jedynie zaakcentowała problem, pomimo, że poświęciła mu sporo linijek. Marnotrawstwo miejsca...

5. Wychowanie. Rzecz niełatwa. Nierzadko okupiona łzami i krwią. Ten temat wyszedł autorce najlepiej. Strach rodzica o to, jak będzie wyglądało życie dorosłych już dzieci. Co będzie, jak nas zabraknie? Czy sobie poradzą bez nas? I tak dalej... Szkoda, że ten problem lekko ginął wśród wszystkich innych. Miał potencjał.

6. Współuzależnienie. Rodziny nałogowców nie mają lekkiego życia. Często ich psychika jest na tyle zdewastowana, że potrzebują pomocy specjalistów i odpowiedniego leczenia. Gdyby "Wybrany" skupiał się tylko na tym problemie, miałby szansę być odrobinę lepszą książką.

Jak widzicie: groch z kapustą. Nie od dziś wiadomo, że jak coś jest od wszystkiego, to jest do niczego. Dlatego nie do końca rozumiem zachwyty nad tą książką. Czytałam tysiąc lepszych. Zdarzyło się też kilka gorszych. "Wybranego" umiejscowiłabym powyżej, aczkolwiek bardzo blisko "cienkiej czerwonej linii". Zdecydowanie nie jest to książka, do której chciałabym kiedyś wrócić. Znajomym raczej też nie polecę. Chyba, że nie mają nic lepszego do czytania.

Podsumowanie: Sierżant***
Oprawa graficzna: 4/10 Ujdzie w tłumie.








Za egzemplarz recenzyjny dziękuję wydawnictwu




4 komentarze:

  1. Zupełnie nie zgadzam się z recenzją. Mało tego, budzi we mnie ogromny sprzeciw. Sprzeciw tak mocny, że wymagający wyartykułowania. Na wstępie gratuluję autorce recenzji, jeśli zamknięte ośrodki psychiatryczne postrzega przez pryzmat "Lotu nad kukułczym gniazdem" czy "Requiem dla snu". Jasne, to pozycje wybitne. Ale niekoniecznie wybitnie realistycznie ukazujące specyfikę takich zakładów - co w "Wybranym" z kolei wyłożone jest całkiem sprawnie. Druga kwestia - konteksty: historyczny, polityczny, obyczajowy. Punktując wiodące tematy poruszone w powieści autorka recenzji tak naprawdę punktuję samą siebie i swą niewiedzę, brak świadomości, w jakim okresie powieść powstała, wreszcie brak elementarnych podstaw dotyczących środowiska, jakie powieść próbuje opisać. To, co wybija się na pierwszy plan tej recenzji to nonszalancja. Z góry założona teza, której uparcie chce się bronić. Stwierdzenia typu: "Nie od dziś wiadomo, że jak coś jest od wszystkiego, to jest do niczego" czy "Czytałam wiele lepszych książek na ten temat" to nic innego jak generalizowanie zupełnie niepoparte sensownymi argumentami. Wybija się za to przeświadczenie o własnej nieomylności, erudycji - w moim odczuciu, po lekturze tylko tej jednej recenzji - niewłaściwe. Wisienką na tym gorzkim torcie (jeśli już jesteśmy, podobnie jak autorka recenzji, wielbicielami porównań kulinarnych) jest zlekceważenie oprawy graficznej powieści. Jedna z ciekawszych okładek, jakie widziałem od jakiegoś czasu, w opisywanym tekście zasługuje na jakże malownicze określenie "ujdzie w tłumie". Przynajmniej to samo chciałoby się powiedzieć o tej recenzji. Tyle, że "zapowiadała się lepiej, niż w rzeczywistości".

    Z wyrazami szacunku,
    Sheep

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od zrzutu, że niewiele wiem na temat środowiska opisanego w książce. To prawda, napisałam to w recenzji. Niestety książka nie sprawiła, że ten stan uległ zmianie.

    Nie uważam, że książki wymienione przeze mnie są prawdziwymi historiami. Powiedziałam jedynie, ze wg mnie więcej było w nich autentyzmu i polotu.Tu nie związałam się w żaden sposób z bohaterami, mierząc moją miarką (bo to moja recenzja i wszystko mierzone jest moją miarką) bohaterowie byli niemal pozbawieni charakteru, w ogóle nie zapadali w pamięć. Historia nie musi być prawdziwa, żeby sprawić, że czytelnik w nią uwierzy. W tę historię nie uwierzyłam.

    Może i jestem trochę nonszalancka - nie mi to oceniać, choć przyznaję, do najłatwiejszych osób nie należę. Ale na pewno nie uważam, że jestem nieomylna. Wyraziłam swoje zdanie. Jak to w recenzji. Nigdzie nie napisałam, że te wszystkie pozytywne recenzje które czytałam, są złe lub gorsze niż moja, bo "moja jest najmojsza". Nie uważam się też za erudytkę - wręcz przeciwnie - znam wiele osób z bogatszym słownictwem, które potrafią rozśmieszyć mnie do łez a przy tym zawstydzić sposobem budowania zdań. Pisze w taki sposób w jaki się wysławiam. Inaczej nie umiem. I nie chcę.

    Miłośniczką kulinarnych porównań jestem. Tu zgadzam się w stu procentach. :) Ale to chyba nic złego?

    Okładka nie trafiła w moje poczucie estetyki. Koniec kropka. O gustach się nie dyskutuje. Jedni lubią zielony a inni różowy. Jedni zachwycają się sztuką współczesną inni pukają się w czoło. A dyskusje na tym polu są bezcelowe, bo nie sprawią, że role się odwrócą. Okładka po prostu nie spodobała mi się tak, jak Tobie.

    Niemniej jednak cieszę się, że recenzja wywołała jakieś emocje. Zachęcam do czytania naszych recenzji, może kiedyś któraś trafi w Twój gust. Mogę się założyć, że nie będzie moja, hihihi ;)

    Wilczex

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuję za tę opinię-podoba mi się, że jest szczera i to do bólu oraz nie jest laurką do wyświetlenia na stronie wydawnictwa..;)
    Czytałam "Dotyk" i planuję "Dostatek" tego wydawnictwa-Wybrany" jakoś do mnie nie przemawia.. I to zarówno z uwagi na tematykę jak i okładkę..a Twoja opinia jest tylko kropką nad i.Na pewno nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za mile słowa.Wiatr od morza to wydawnictwo, które już pojawiało się u nas - zwykle z pozytywnymi recenzjami. Do mnie jakoś "Wybrany" nie przemówił, ale to tylko dowód na to, że nie ściemniamy na tym blogu. Piszemy jakie naprawdę jest nasze zdanie, niezależnie od tego, w jaki sposób książka trafiła w nasze ręce. Zdarza się nawet, że nasze opinie się mijają. I to jest piękne!

      Usuń

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.