SPÓŹNIENI KOCHANKOWIE (1991) - WILLIAM WHARTON



Życie jest jak gruszka zamknięta w butelce. Najpierw rozkwita, zawiązuje pąki, nieświadoma, że ciepłe promienie słońca wpadają przez szkło. Gruszka rośnie, nabrzmiewa sokiem, aż w końcu spada z gałęzi wprost na dno butelki. Najwyższy czas, żeby ją zmumifikować, zalewając alkoholem. Odstawić na wiele lat, żeby w końcu wypić, celebrując każdy łyk. Aby magia chwili odniosła zamierzony skutek, koniecznie trzeba się podzielić zawartością butelki z kimś wyjątkowym. Tak właśnie smakuje prawdziwa miłość - nie jak wino marki Wino, rocznik bieżący. To prawdziwy nektar, cudowny napój bogów, latami kurzący się w piwnicy.

Książka opowiada o uczuciu pomiędzy 49-letnim mężczyzną, a niewidomą, 71-letnią staruszką. Szlag mnie trafiał, kiedy czytałam niektóre recenzje "Spóźnionych kochanków". Pornografia?! Olaboga, dziewczyny (nie wiem czemu, ale najczęściej natykam się na recenzje autorstwa płci pięknej) posprzątajcie swoim facetom za łóżkiem i podkradnijcie im kilka ulubionych filmów. Może "Wesoły bananek" otworzy Wam oczy, bo najwidoczniej nie wiecie, co to pornografia. Inne frazy napotkane w internecie: "mdli mnie", "niesmaczne", "obrzydzało mnie". Tylko dlatego, że to kobieta jest w tym wypadku starsza od faceta o 20 lat, oraz że oboje egzamin gimnazjalny mają dawno za sobą? Jakoś w recenzjach "Lolity" nie natknęłam się na opinię, że kogoś zemdliło. Wyjawię Wam sekret ludzkości. Starsi ludzie też TO robią. Tak, Twoi dziadkowie też. 

Osobiście nie widziałam nic niesmacznego w książce, ani tym bardziej pornograficznego. Zero infantylności, bo i taki zarzut wygrzebałam gdzieś w odmętach sieci. Dla mnie była to najpiękniejsza opowieść o miłości, jaką kiedykolwiek czytałam. A mój stosunek do miłosnych opowiastek znacie. Nie? To nie poznacie, bo takich książek po prostu nie czytam. W "Spóźnionych kochankach" wszystko jest odmierzone z aptekarską precyzją. Najwięcej tu miłości, z tym się zgodzę, ale czym byłaby najlepsza potrawa bez przypraw? Tym, którzy nie gotują podpowiem: byłaby mdła. Oddajesz fartucha. O owych niezastąpionych przyprawach napiszę za chwilę.

Cała opowieść jest tak odrealniona, że raczej ciężko byłoby mi uwierzyć, jeśli ktoś by mi powiedział, że jak pozostałe książki Whartona, jest swoistą autobiografią. Mimo to ma w sobie jakiś pierwiastek autentyzmu, coś, co nie pozwala o sobie zapomnieć. To są właśnie te przyprawy, nadające smaku całemu daniu: spora ilość poszukiwania siebie, szklanka samotności, łyżka niespełnienia. Ta cała gorycz zostaje przykryta słodyczą dawania, oprószona niewinnością niczym latte czekoladą. A na popitkę gruszkowa nalewka.

"Spóźnieni kochankowie" to powieść, o której się nie zapomina. Gołębie już zawsze będą mi przypominać miłą starszą panią, malowaną przez niespełnionego artystę. Muszę w tym miejscu się do czegoś przyznać. Niestety pomimo przyjemnych konotacji po lekturze książki nadal nie lubię gołębi.



Podsumowanie: Generał******
Oprawa graficzna: 8/10 Bez znajomości treści nie skumacie.

5 komentarzy:

  1. Wprawdzie Wharton, to nie moja czytelnicza bajka, ale recenzja jest niezwykle ciekawa, zachęca do przeczytania książki, a o to przecież chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały autor, jego powieści pozostają w pamięci

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba najlepsza książka tego autora, przynajmniej wg mnie. Pewnie dlatego, że jako jedyna bardzo mocno zapadła mi w pamięć, podczas gdy inne tytułu gdzieś uleciały ;]
    Sądzę, że do niektórych książek trzeba jednak dojrzeć, stąd te wyjątki z recenzji, które zacytowałaś...

    OdpowiedzUsuń
  4. mam tę książkę w domowej biblioteczce, lecz ciągle czeka na bliżej nieokreślone potem... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobra książka. Zapada w pamięć.

    OdpowiedzUsuń

Podziel się swoją opinią

Misja: K.S.I.A.Ż.K.A. Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.